Czy to nie jest nadużycie porównywanie odwołania władz stolicy do wybuchu krwawego powstania przeciw okupantowi?
Nikt tak nie robił. Nam chodziło odwołanie się do mitu wielkiej Warszawy, którego Powstanie było ucieleśnieniem. I pokazanie że w tym mieście, które ma taką historię, trzeba brac odpowiedzialność również w czasach pokoju - płacić podatki i chodzić na wybory.
Nie, nie. Na waszych plakatach był też prezydent Stefan Starzyński, który w 1939 r. bronił stolicy przed hitlerowcami. Sięgnęliście po martyrologię przy referendum nad odwołaniem pani prezydent, której tunel zalewa woda.
Dla wykształconej części warszawiaków, która zagłosowała w referendum, nasz przekaz był jasny. Dla pozostałych, którzy zostali w domach, jak widać nie.
W takim razie część polityków PiS była też za słabo wykształcona, żeby to zrozumieć.
Ja bym tego tak nie ujął. Część się wystraszyła, część miała inne intencje.
Chcieli zrobić Panu krzywdę?
Zdaję sobie sprawę, że niektórzy będą to chcieli wykorzystać przeciw mnie. Część jest w PiS, a część chce do PiS wrócić i traktują to jako swoją szansę...
...ma pan na myśli Adama Bielana, pańskiego poprzednika na stanowisku rzecznika PiS i twórcy kampanii wyborczych. Bielan odszedł do PJN jesienią 2010 r, a dziś robi wszystko, żeby wrócić.
Pamiętam, że wojna wewnętrzna osiągnęła swoje apogeum przed rozłamem PJN. Napuszczanie mediów, wzajemne walki. W 2007 r. mając wszystkie siły i środki — rządziliśmy i mieliśmy wpływy w telewizji — nie potrafiliśmy wygrać i utrzymać władzy. Nie wspominam tego dobrze. Jak się jeździ po Polsce to cały czas, wśród tysięcy działaczy, którzy wzięli kredyty, wydali swoje pieniądze, a przez rozbijającą konferencję PJN, nie dostali się do samorządów, to widać, ze ta zadra jest bardzo mocna. Dużo ludzi pamięta kontekst, Smoleńsk, ataki na krzyż, walka z Prawem i Sprawiedliwością, akcje Palikota. Lojalność w takich czasach jest szczególnie ważna. Dziś, przed kolejnymi wyborami, szczególnie widać jak wielu ludzi z zewnątrz, stara się huśtać łodzią.
Ale i bez tego nie jest pan w PiS zbyt lubiany i wielu chętnie by się na panu odegrało.
Zasoby medialne PiS są siłą rzeczy mocno ograniczone - miejsc w mediach jest kilkanaście a parlamentarzystów PiS 200. Dziennikarze mają swoje preferencje, sami wybierają gości do programów, Pan doskonale wie jak to działa. Wprowadzamy procedury, robimy szkolenia medialne, obiektywni specjaliści z zewnątrz wskazywali tych którzy w mediach wypadają najlepiej, a i tak w każdej partii politycy którzy nie chodzą do mediów, subiektywnie uważają że to wina rzecznika. Nie mam o to żalu.
Jaką pan jako twórca kampanii daje Kaczyńskiemu gwarancję, że po przegranym referendum jesteście w stanie tak poprowadzić cztery najbliższe kampanie wyborcze, aby PiS część wygrał?
Rozstrzygające będą wybory parlamentarne. Tą drużyną możemy je wygrać. Ja jestem politykiem, to jest mój zawód. Nie jestem zawodowym rzecznikiem ani spin doktorem do wynajęcia. Jeśli wspólnie zdecydujemy, ze mam robić coś innego, to będę to robić.
Kaczyński podarował panu obyczajowe wyskoki podczas kampanii na Podkarpaciu?
Proszę mi wybaczyć, ale tą sprawę uważam za zamkniętą.
Dlaczego ojciec Rydzyk nie włączył się w kampanię referendalną? Po przegranej zostaliście ostro zaatakowani przez jego media — dostało się nie tylko panu, ale nawet Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Jest pewien moment napięcia na scenie politycznej. Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego, potem samorządowe i bardzo ważne wybory prezydenckie oraz parlamentarne. Różne środowiska podejmują różne decyzje.
Chce pan powiedzieć, że Rydzyk chciał wam udowodnić, że bez niego nie wygrywacie?
Nie chciałem tego powiedzieć, bo nie wiem, dlaczego media ojca dyrektora nie włączyły się w referendum.
Staraliście się o to?
Na pewno zaangażowanie wszystkich prawicowych mediów było potrzebne i by pomogło. Sztuką jest osiągnięcie takiej równowagi, aby partia była suwerenna, ale zbudowała jak najszerszą koalicję środowisk wokół niej. Niestety, w naszym zapleczu są napięciu. Mamy problem: z jednej strony zintegrowany system medialny, który zwalcza PiS. Niestety po naszej stronie takiej integracji brakuje.
Co ma pan na myśli?
Napięcia na prawicowym zapleczu medialnym są widoczne gołym okiem.
Chodzi o wojnę między mediami ojca Rydzyka a Gazetą Polską, oraz między tygodnikami „W Sieci i Do Rzeczy". O co oni się biją? Przecież nie o wpływ na władzę, bo wy na razie przegrywacie.
Dla sprawy byłoby lepiej, gdyby doszło do pakt pokoju wśród katolików, bo mamy przeciwko sobie hordę pogan i barbarzyńców.
Nie mieliście religijnych oporów, aby z tymi poganami — choćby z Ruchem Palikota — stworzyć koalicję przeciwko rządom Platformy w Warszawie.
Nie było żadnej koalicji. Problem było to, że partie popierające referendum miały zupełnie inne interesy. My chcieliśmy odwołać HGW, Solidarna Polska walczyła głównie z nami. Palikot chciał zablokować coraz mocniejszego Guziała. Gdybyśmy mogli wydać na kampanię kilku milionów, to nadalibyśmy ton kampanii. Tylko, że za chwilę PO ogłosi koniec finansowania partii z budżetu i zostaniemy bez grosza. Skoro było mało pieniędzy, to musieliśmy stawiać na kampanię w głównym nurcie, z liderem partii i jej szyldem. Gdybyśmy sprowadzili kampanie tylko do zalanego tunelu to nie przebilibyśmy się przez media. Platforma nie musiał robić kampanii, bo robiły to za nią prorządowe media. My wycisnęliśmy tyle, ile się dało.