Niepewna sytuacja gospodarcza w części krajów osłabia dziś determinację w dążeniach związanych z redukcją emisji. Nie obawia się pan, że przez to zabraknie woli do posunięcia naprzód ustaleń szczytu, a my jako Polska zostaniemy za to obwinieni?
Znamy postulaty aktywnych w Polsce i za granicą organizacji pozarządowych, które określają nas jako hamulcowego, wielkiego emitenta CO2 etc. To postrzeganie stereotypowe, które może nie zmienić się niezależnie od efektów szczytu. My chcemy wykorzystać COP19 m.in., żeby podkreślić, że jesteśmy światowym liderem w redukcji emisji i że jest to poważne osiągnięcie. Na tle 194 uczestników szczytu niczym negatywnym się nie wyróżniamy. Wręcz przeciwnie, Polska jest liderem ograniczania emisji CO2. W ciągu 25 lat polska gospodarka wzrosła o ponad 200 proc, a emisja spadła o 30 proc. Mało kto na świecie ma takie osiągnięcia.
Trzy dni przed warszawskim szczytem przedstawiciele państw UE przegłosowali interwencję na unijnym rynku praw do emisji CO2, która ma na celu podwyższenie kosztów emisji. Czy my jako Polska mamy jeszcze szansę jakoś zablokować to dążenie, czy to już ostateczna przegrana?
Od początku nie mieliśmy wątpliwości, że kiedyś to rozwiązanie zostanie przyjęte. Nie jesteśmy jego entuzjastą, bo zamienia działający rynkowy mechanizm ograniczania emisji w coś na kształt podatku i daje Komisji Europejskiej dodatkowe uprawnienia do manipulacji ceną w mało transparentny sposób. Dzięki naszej rzeczowej argumentacji udało się sprowokować dyskusję w Brukseli na temat roli Komisji w ETS i kosztów manipulacji aukcjami dla gospodarek UE. Opóźniło to wejście w życie tego tzw. backloadingu o przynajmniej półtora roku Nasi eksperci ostożnie szacują, że zyskując czas, zostawiliśmy w kieszeniach polskich przedsiębiorców około 2 mld zł.
Unia patrzy na klimat w sposób niekiedy niekorzystny dla Polski. Kilka tygodni temu Parlament Europejski zażądał, by badania środowiskowe były prowadzone i na etapie poszukiwania gazu łupkowego, i na etapie jego wydobywania. To może znacznie wydłużyć proces inwestycyjny.
By to lepiej zrozumieć, trzeba zobaczyć, w jakim momencie politycznym znajdują się instytucje UE. Za pół roku zajdzie bardzo poważana zmiana: najpierw w maju odbędą się wybory do PE, a potem będzie się tworzyć nowa Komisja Europejska. Nowy parlament i nowa Komisja będą miały inne priorytety niż obecne. Znacznie bardziej będą brały pod uwagę kwestie konkurencyjności globalnej i rozwoju gospodarczego. Obecna kadencja to czas bardzo poważnego kryzysu gospodarczego. To na pewno nie pozostanie bez wpływu na politykę tych instytucji w przyszłości. Jednym z najważniejszych lewarów gospodarki europejskiej w najbliższych latach będzie umowa o wolnym handlu z USA. To jednak musi doprowadzić do rewizji polityki energetycznej i klimatycznej w Europie.