Ta spekulacja ma mocne podstawy, także polska strona wydaje się rozumieć wagę wzajemnych relacji. Dla obu nacji to ruch pożądany w nowej rzeczywistości geopolitycznej, po zapowiedzi twardego Brexitu przez premier Wielkiej Brytanii i inauguracji Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Polaków i Niemców łączy zbyt wiele interesów, by podsycać animozje.
Z niemieckiego punktu widzenia wspieranie najpierw transformacji ustrojowej w Polsce, a następnie naszego członkostwa w NATO i Unii Europejskiej było realizowaniem długofalowej strategii bezpieczeństwa. Jej rezultaty imponują. Obecnie Niemcy są otoczone wyłącznie przez przyjazne, demokratyczne państwa o gospodarce wolnorynkowej.
To środowisko wręcz idealne dla rozwoju kraju. Takie położenie nie wymaga znaczących nakładów na bezpieczeństwo zewnętrzne, znaczenie ma też bufor pomiędzy potencjalnym agresorem a terytorium niemieckim. Buduje także zaplecze gospodarcze pracujące – z wzajemnym zyskiem – na niemiecki eksport. Grupa Wyszehradzka jako całość jest obecnie największym partnerem handlowym Niemiec. Takiej więzi nie da się zastąpić, każde polityczno-gospodarcze tąpnięcie w nowych państwach UE odbije się boleśnie na rynku niemieckim i poziomie życia Niemców.
W interesie Berlina leży zatem stabilizacja, bezpieczeństwo i rozwój Polski, największego kraju spośród nowych członków Wspólnoty. Wszelkie spekulacje, że Berlin może poświecić Polskę dla polepszenia relacji z Rosją, nie mają podstaw. Rynek rosyjski bowiem oferuje firmom niemieckim nieporównanie mniej niż sama Grupa Wyszehradzka. Gazociągi Nord Stream i Opal to nie zapowiedź sojuszu z Moskwą, ale przejaw niemieckiego egoizmu energetycznego. Trzeba to odróżniać, co nie znaczy tolerować.
Dla Polski korzyści z dobrych relacji z Niemcami są wręcz fundamentalne. Zacznijmy od bezpieczeństwa. W razie konfliktu zbrojnego każda pomoc musi iść do nas przez terytorium niemieckie i porty nad Morzem Północnym. Armia amerykańska traktuje Niemcy jako zaplecze wszelkich operacji na wschodzie NATO. Nasz zachodni sąsiad to wręcz kotwica amerykańskich wpływów na Starym Kontynencie. Nie zastąpi go w tej roli Wielka Brytania – z tej prostej przyczyny, że nie jest państwem kontynentalnym. Bez współudziału Niemiec pomoc Polsce będzie niemożliwa.