Ustawa czeka na podpis prezydenta. Przyznaje wojewodom, reprezentantom rządu w terenie, prawo dokonywania zmian w zarządach wojewódzkich funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej (WFOŚiGW). To druga próba przejęcia funduszy mających rocznie 8 mld zł.
Nieudane podejście
Pierwszą próbę podporządkowania WFOŚiGW rządowi podjęto w 2016 r. Podlegały wówczas zarządom województw. Sejmiki wojewódzkie (w 15 na 16 większość maja PO i PSL) ustalały ich statuty i wybierały rady nadzorcze, a te wskazywały zarządy (liczące do pięciu osób). Tylko przewodniczącego rady nadzorczej WFOŚiGW wyznaczał minister środowiska.
Do Sejmu 7 grudnia 2016 r. trafił poselski projekt nowelizacji prawa o ochronie środowiska. Mówił, że rady nadzorcze WFOŚiGW zostają zmniejszone z siedmiu do pięciu członków, powoływanych i odwoływanych przez ministra środowiska. Czterech zgłaszają wojewoda i prezes NFOŚiGW. Piątego (wiceprzewodniczącego) sejmik wojewódzki. Jeśli kandydaci do rad nie zostaną zgłoszeni, to wszystkich pięciu zgłosi minister środowiska. Na wniosek rady nadzorczej zarząd województwa powoła zaś zarząd WFOŚiGW (zmniejszony do najwyżej dwóch osób).
Bezskuteczny okazał się apel Związku Województw RP do prezydenta o niepodpisywanie tej niekonstytucyjnej zdaniem samorządowców ustawy. Nowelizacja weszła w życie 24 maja. Wówczas sejmiki województw, głosami radnych PO i PSL, zaczęły zmieniać statuty WFOŚiGW. Wprowadziły zapis, że rada nadzorcza, wyłaniając zarząd, decyduje jednomyślnie. I choć rady zostały wymienione (przy czym PO zawiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa, uznając, że minister środowiska powołał do rad osoby niespełniające wymogów), nie mogły desygnować nowych zarządów. Samorządowy członek rady miał bowiem zwykle inne zdanie niż ci wyłonieni przez administrację.
Imperium kontratakuje
Jednomyślność na szczeblu samorządowym istnieje np. w Funduszu Poręczeń Kredytowych. Przy powoływaniu zarządów WFOŚiGW wprowadzono ją jednak wyłącznie po to, by PO i PSL mogły obronić fundusze przed przejęciem przez PiS.