Największą bazą tej linii jest dzisiaj londyńskie lotnisko Stansted. A taka pomoc była już oferowana przez Brytyjczyków węgierskiemu Wizz Airowi, tyle że z niej nie skorzystał.
Zarząd Ryanaira wcześniej przeprowadził głęboką redukcję zatrudnienia, pracę straciło 3 tys. pilotów i pracowników pokładu oraz 250 zatrudnionych w administracji, w tym także w biurze Ryanaira we Wrocławiu. Mocno zostały także obniżone koszty, w tym osobowe. Zarobki tych, którzy w firmie pozostali zmniejszyły się o 20 proc., a zarządu o 50 proc. na 6 miesięcy. Jednocześnie przewoźnik zapowiedział powrót do operacji od początku lipca 2020 z 40 proc. siatki, czyli tysiącem rejsów dziennie. Teraz uzasadniając konieczność skorzystania z pomocy publicznej Ryanair tłumaczy, że była to konieczność w sytuacji, kiedy w tym roku finansowym będzie w stanie przewieźć jedynie połowę pasażerów z roku 2019. Przy tym nie może nawet liczyć na połowę zeszłorocznych wpływów, kiedy inni przewoźnicy chcą przekonać pasażerów do latania przede wszystkim niskimi cenami.
W oświadczeniu wydanym w poniedziałek, 18 maja Ryanair przyznaje, że w tej chwili poddawana jest analizie całość operacji i nie jest wykluczone zamknięcie linii w Austrii. Koszty utrzymania wiedeńskiej linii Lauda, która miała ostro konkurować a Austrian Airlines i Wizz Airem zarząd Ryanaira uważa nadal za zbyt wysokie. I teraz już wiadomo, że jeśli wydatki nie zostaną wystarczająco ograniczone, to baza zostanie zamknięta w końcu miesiąca, pracę straci ponad 300 osób, a Airbusy A320 trzeba będzie oddać firmom leasingowym.
Michael O'Leary jest zdeterminowany, aby uratować jeszcze część przewozów z letniego szczytu wakacyjnego, ale nie liczy na to, że do marca 2021 będzie w stanie przewieźć więcej, niż 80 mln pasażerów, podczas gdy w budżecie miał zapisane 154 mln. Po ogłoszeniu stopniowego przywracania siatki ruszyły także rezerwacje, ale tempo ich powrotu w niczym nie przypomina lata 2019. Najniższa cena rejsów oferowanych z podwarszawskiego Modlina, to 85 złotych.