To wyraźna zapowiedź podwyżki cen u irlandzkiego przewoźnika. Bo paliwa były już tak drogie w przeszłości, a Ryanair promował się sprzedając bilety po 1 euro. Takich okazji wtedy było niewiele, tyle kosztował „goły” bilet i oczywiście trzeba było do niego dopłacić m.in. za przewiezienie bagażu. Teraz Irlandczycy są kolejną linią lotniczą, która podnosi ceny korzystając z rosnącego popytu i głodu latania po pandemii.
Czytaj więcej
Od 20 lat pasażerowie w Unii Europejskiej wiedzą, że w przypadku, kiedy ich rejs z winy przewoźnika został odwołany, bądź mocno opóźniony, mogą liczyć na konkretne odszkodowanie. Wszystko wskazuje, że kwota na jaką mogą liczyć, znacznie się zmniejszy.
Jak powiedział w BBC radio Michael O’Leary. w tym roku średnia cena biletu w Ryanairze, to 40 euro, a w ciągu najbliższych 5 lat zwiększy się ona do 50 euro. I ma nadzieję, że wzrost cen praktycznie wszystkiego nie powstrzyma ludzi przed lataniem. I nie ukrywał, że bilety po 0,99 euro, czy nawet 9,99 euro należą do przeszłości. - Takie taryfy nie będą już dostępne przez dobrych kilka lat - mówił prezes Ryanaira. Nie ukrywał, że ma świadomość rosnących kosztów i to nie tylko w przypadku paliwa, bo podrożała również energia, za którą płacą gospodarstwa domowe. Michael O’Leary uważa również, że konsumenci będą starali się oszczędzać na czym się da, ale z latania nie zrezygnują.
- Naszym zdaniem ludzie nadal będą często podróżowali, ale jednocześnie staną się bardziej wrażliwi, jeśli chodzi o ceny. Mimo tego są gotowi do wydawania pieniędzy na podróże - mówił szef irlandzkiej linii.
Zdanie O’Learego, Ryanair lepiej niż konkurencja poradził sobie w funkcjonowaniu na ogarniętych chaosem lotniskach. Jak to określił jego linia miała w tym trochę szczęścia, a trochę zawdzięcza własnej odwadze, bo kiedy konkurencja zwalniała personel jesienią 2021, Ryanair przyjmował nowych pracowników. Robił to nawet w trakcie szczytu zachorowań wywołanych mutacją Omikron, który wyjątkowo silnie uderzył w branżę lotniczą.