Prasa prześciga się w typowaniu kolejnych kandydatów. Raz po raz pojawiają się doniesienia o wysokości pensji, rezydencji, a może nawet prywatnym odrzutowcu dla prezydenta Unii – jak określa się nowe stanowisko (zacznie on urzędowanie w Brukseli od 1 stycznia 2009 roku).
– To jest dyskusja zastępcza. Można mieć atrybuty władzy i żadnych kompetencji – uważa Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych w Parlamencie Europejskim.
Brytyjskie gazety eurosceptyczne, które rozpowszechniają tę plotkę, żartują nawet, że jeśli Tony Blair objąłby nowe stanowisko, to dostałby apanaże, o które nie mógł się doprosić jako premier Wielkiej Brytanii.
Margot Wallstrom, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej, nie wierzy w te doniesienia. – Wiele się rozmawia o nowych stanowiskach, ale nikt nigdy nie wspominał o prywatnym samolocie – mówi „Rz” Szwedka. Czy prywatna maszyna byłaby w ogóle potrzebna? – To by zabiło dobry pomysł powołania przewodniczącego – przestrzega Wallstrom.
Na razie giełda nazwisk jest dość krótka. Najczęściej wymieniane to Tony Blair, Jean-Claude Juncker, obecny szef rządu w Luksemburgu i Jose Barroso, pochodzący z Portugalii przewodniczący Komisji Europejskiej. Niekiedy wspominano też o premierze Irlandii. Bertie Ahern jest jednak już bez szans, po tym, jak zapowiedział dymisję w wyniku afery korupcyjnej. Czy ostatecznie szef rady UE będzie pochodził z tego grona? Gdy wybierano obecnego szefa Komisji Europejskiej, przywódcy państw UE porozumieli się dopiero przy trzeciej kandydaturze.