Francja zaostrza walkę z publicznym okazywaniem wiary przez muzułmanów. Francois Hollande zapowiedział, że wystąpi z projektem ustawy zakazującej noszenia przez kobiety chust (hidżabu) już nie tylko w szkołach publicznych, ale także w firmach prywatnych, gdzie pracownicy mają kontakt z klientelą: przychodniach, handlu, niepublicznych przedszkolach i szkołach.
W ten sposób prezydent chce złamać niedawny wyrok Sądu Najwyższego, który uznał, że takie restrykcje w prywatnym przedszkolu są niedopuszczalne. Stanowisko Hollande'a popiera konserwatywna opozycja. A także 83 procent Francuzów, których o zdanie spytał dziennik „Le Parisien".
Głęboko podzielone społeczeństwo akurat w tej sprawie jest jednomyślne: za radykalnym ograniczeniem prawa muzułmanek do noszenia chusty w miejscach publicznych opowiadają się w takim samym stopniu młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni, zwolennicy lewicy i prawicy. A także większość elity kraju: z apelem popierającym postulaty Hollande'a wystąpiła grupa czołowych intelektualistów, w tym filozofowie Elisabeth Badinter, Alain Finkielkraut i Jean-Pierre Le Goff. Ale Laurent Bazin, antropolog z Narodowego Centrum Badań Naukowych (CNRS), ostrzega, że interpretując w tak radykalny sposób koncepcje laickości, Republika łamie inną fundamentalną zasadę: wolności wyznania.
Francja już dwukrotnie przeżywała emocjonalną debatę w sprawie ograniczenia widocznych znaków przynależności religijnej. W 2004 roku wprowadzono zakaz noszenia chust w szkołach publicznych i relegowania uczennic, które się temu nie podporządkują. A w 2011 roku został ustanowiony całkowity zakaz zakrywania twarzy przez kobiety noszące burki i nikaby we wszystkich miejscach publicznych.