Korespondencja ?z Brukseli
Jedna inicjatywa Komisji Europejskiej zablokowana, druga poddana poważnej rewizji. To dotychczasowy efekt interwencji parlamentów narodowych, które w grudniu 2009 roku dostały w traktacie lizbońskim nowe kompetencje. Mogą pokazywać Komisji Europejskiej żółtą kartkę.
– System żółtej kartki okazał się bardziej efektywny, niż początkowo sądzono. Wydawało się, że próg jest zbyt wysoki. A jednak parlamenty narodowe potrafią współpracować – mówi „Rz" Sonia Piedrafita, ekspertka Centre for European Policy Studies w Brukseli.
Deficyt demokracji
Historia Unii Europejskiej to coraz większa władza dla instytucji w Brukseli i coraz mniej narodowej suwerenności. Oddalenie, nie tylko geograficzne, władzy od obywateli powoduje zjawisko, które w żargonie politologów i znawców tematyki unijnej nazwano deficytem demokracji.
Inicjatywa ustawodawcza w dziedzinach obejmujących – zdaniem niektórych – już nawet ponad 70 proc. obowiązującego w krajach UE prawa należy do Komisji Europejskiej, której kierownictwo nie pochodzi z bezpośredniego wyboru. Każda jej propozycja musi być oczywiście zaakceptowana wspólnie przez Radę UE (unijne rządy) i Parlament Europejski, czyli organy składające się z pośrednio lub bezpośrednio wybranych przedstawicieli ludu. Ale wiarygodność PE cierpi z powodu tradycyjnie niskiej frekwencji w wyborach. Ponadto, inaczej niż w systemie krajowym, Rada nie jest organem tworzonym przez parlamentarną większość. Wzmacnianie roli PE, czego bardzo chcą jego prominentni członkowie, nie rozwiąże więc wszystkich problemów związanych z deficytem demokracji. Stąd pojawił się pomysł wciągnięcia parlamentów narodowych w proces podejmowania decyzji w UE.