Wzmożoną aktywność chińskich sił bezpieczeństwa można było w tym roku odczuć już na kilka tygodni przed rocznicą protestów z 1989 r. Na placu Tiananmen wszędzie widać policję, każde niestandardowe zachowanie wzbudza też od razu zainteresowanie funkcjonariuszy w cywilu.
Jak zwykle zatrzymano kilkunastu działaczy na rzecz praw człowieka (represje dotknęły m.in. znanego prawnika Pu Zhiqianga, a także grupę aktywistów próbujących zorganizować „warsztaty pamięci o ?4 czerwca").
Nerwowość władzy wynika zarówno z faktu, że okrągła rocznica wzbudza większe zainteresowanie świata, jak i z tego, że w samych Chinach mnożą się protesty społeczne i władza ma powody, by obawiać się przypominania przez dysydentów „wyklętej daty". – Moi chińscy studenci daty 4 czerwca 1989 r. nie kojarzą z niczym – mówi prof. Bogdan Góralczyk, znawca Chin z Uniwersytetu Warszawskiego. W odniesieniu do wydarzeń sprzed ćwierćwiecza w Pekinie nadal obowiązuje zarządzona przez partię „kolektywna amnezja".
Nowe Chiny
Znawcy Chin zgadzają się, że są one dzisiaj państwem innym, niż były 25 lat temu. Nikt nie neguje postępu cywilizacyjnego i ogromnego rozwoju, dzięki którym Państwo Środka wyprzedziło większość globalnych konkurentów i pod względem wielkości PKB zmierza do wyprzedzenia USA. Ten rozwój w pewnym sensie był również pokłosiem niepokojów z 1989 r.
– Przywódcy państwa forsowali nieustanny wzrost gospodarczy, by społeczeństwo nie kontestowało więcej władzy komunistów – mówi Michał Lubina, ekspert ds. Azji z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dzięki tempu wzrostu na poziomie 10 proc. PKB rocznie w latach 1978–2012 z biedy udało się wydobyć około 500 mln Chińczyków. Chiny wzmocniły swoje siły zbrojne, a demonstracją możliwości technologicznych stał się program kosmiczny, łącznie z wysłaniem w przestrzeń kosmiczną „taikonautów".