„Nieprzyzwoity, nieuczciwy wyrok", „Sędziowie tchórze", „Wyrok budzi ogromne zastrzeżenia", „Kolejna kompromitacja włoskiego wymiaru sprawiedliwości". To komentarze dzisiejszej włoskiej prasy. Przypomnijmy szczegóły. Był rok 2006. Włoska reprezentacja rozpoczynała wygrany potem niemiecki Mundial. I wyszło na jaw, że Luciano Moggi, menadżer Juventusu, dalece najlepszego wówczas włoskiego klubu, podpory squadra azzurra, wraz z dyrektorem sportowym Antonio Giraudo stworzyli świetnie funkcjonujący przez lata system korupcyjny.
Sędziowie gwizdali zgodnie z interesem Juve i Moggiego w zamian za awanse i nominacje, bo menadżer turyńczyków miał ogromne wpływy również w związku futbolowym, od którego to zależy. Co więcej, Moggi kontrolował również włoski rynek transferowy. Był szarą eminencją włoskiego futbolu, który spowił pajęczyną nielegalnych powiązań. To bardziej od niego niż sportowej formy zależało kto spadnie z Serie A, a kto zagra w europejskich pucharach. Ale pieniądze nie zmieniały rąk. Chodziło o wymianę przywilejów i grzeczności. By móc bez przeszkód komunikować się z arbitrami i działaczami, Moggi wyposażył ich w szwajcarskie karty telefoniczne. Gdy trzeba, korumpował biletami do loży, koszulkami z podpisami futbolistów. Naturalnie rywale nie bez racji skarżyli się, że sędziowie są Juve o wiele bardziej przychylni. Kilku piłkarzy, prezesów i działaczy zostało za to ukaranych dyskwalifikacją.