Dla Joe Bidena to jest cios potrójny. Po pierwsze, podsyca inflację w Stanach i utrudnia demokratom utrzymanie większości w Kongresie po listopadowych wyborach. Po wtóre, pokazuje, jak bardzo zmalały wpływy Waszyngtonu na Bliskim Wschodzie. Wreszcie osłabia efekt sankcji nałożonych przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską na Rosję.
Wizyta Bidena
W środę w Wiedniu konsorcjum złożone z państw OPEC i Rosji (tzw. Opec plus) podjęło decyzję o ograniczeniu o dwa miliony baryłek dziennie produkcji „czarnego złota”. W spotkaniu uczestniczył rosyjski wicepremier Aleksander Nowak, który jest objęty amerykańskimi sankcjami. Grupa ma nadzieję, że dzięki cięciom cena surowca, która w ciągu ostatnich tygodni spadła ze 120 do nawet 80 dolarów za baryłkę, znowu zacznie szybować do góry. W czwartek transakcje baryłki Brent przekroczyły 93 dolary za baryłkę.
Czytaj więcej
Jeszcze rosyjski gaz nie przestał na dobre płynąć do odbiorców europejskich, a pojawiają się opinie, że jego dostawy znikną na zawsze.
Saudyjski minister ds. ropy, książę Abd al-Aziz bin Salman, tłumaczył, że to konieczne, aby zapewnić „stabilizację” na rynku tego kluczowego surowca. W Rijadzie żywe są obawy, że dalszy spadek cen na tyle ograniczy dochody 35-milionowego kraju, że zmusi władze do redukcji subwencji socjalnych. A to w państwie o niezwykle szybkim wzroście liczby ludności może nawet doprowadzić do rozruchów.
Jednak w sytuacji, gdy rekordowa inflacja wpycha świat w kryzys, decyzja Saudyjczyków wywołała wściekłość w Białym Domu. Jake Sullivan, doradca ds. bezpieczeństwa Bidena, zapowiedział, że prezydent uwolni rezerwy strategiczne ropy, aby obniżyć notowania ropy. To początek otwartego starcia na rynkach międzynarodowych między Rijadem i Waszyngtonem. Od czasu rewolucji łupkowej Ameryka stała się czołowym producentem ropy na świecie.