Witalij Kliczko mówi, że wysyłka niemieckich hełmów na Ukrainę to żart, a Anne Applebaum twierdzi, że brak pomocy wojskowej dla Ukrainy jest równoznaczny z zachętą do wojny. Czy to robi na Berlinie wrażenie?
Raczej nie. Co prawda dyskusja o dostawach broni na Ukrainę toczy się też w Niemczech. Ale w klasie politycznej i w opinii publicznej wciąż dominuje przekonanie, że nie można doprowadzić do deeskalacji poprzez odstraszanie. Zwyczajowo uważa się, że konieczna jest rezygnacja z użycia środków militarnych w kryzysach międzynarodowych, gdyż prowadzą do ich zaostrzenia. Poza tym jest kwestia tożsamości Niemiec w polityce zagranicznej jako „mocarstwa cywilnego". Jest więc zgoda, iż z powodów historycznych Niemcy powinny stawiać na rozwiązania o charakterze cywilnym, nie wojskowym. Nieco przesadnie można argumentować, że jest to rodzaj „elastycznej solidarności" polegającej na tym, że inni wysyłają do Ukrainy broń, a Niemcy szpitale czy hełmy. Oczywiście krytycy mają prawo argumentować, że w sytuacji możliwości użycia siły przez agresora nieodzowne jest zastosowanie „hard power", aby koszty ewentualnej akcji zbrojnej były jak najwyższe.
Czytaj więcej
Gazociąg nie ruszy, jeśli Moskwa wypowie wojnę Ukrainie. Tak przynajmniej twierdzi Waszyngton.
Czy Berlin jest gotów do ostatecznego zerwania z polityką Wandel durch Annäherung" (Zmiana poprzez zbliżenie), czyli doprowadzenie do pewnych pożądanych przemian w Rosji? Jaka jest nowa Ospolitik?
Nadziei, że współpraca z Rosją doprowadzi tam do przemian, już nie ma. Żywe jest natomiast nadal przekonanie, że wzajemne powiązania z Rosją, np. gospodarcze i handlowe, mogą być nieodzowne do utrzymania dialogu z Rosją. Jest to swego rodzaju formuła „stabilność poprzez współpracę". Niemiecka polityka wobec Rosji dzisiaj to nie jakaś grand strategy czy całościowa koncepcja, ale mieszanina dialogu, powstrzymywania działań destabilizacyjnych i cząstkowej współpracy. Epoka dużych inicjatyw Ostpolitik, jak np. partnerstwo na rzecz modernizacji, już się skończyła.