Witalij Kliczko mówi, że wysyłka niemieckich hełmów na Ukrainę to żart, a Anne Applebaum twierdzi, że brak pomocy wojskowej dla Ukrainy jest równoznaczny z zachętą do wojny. Czy to robi na Berlinie wrażenie?
Raczej nie. Co prawda dyskusja o dostawach broni na Ukrainę toczy się też w Niemczech. Ale w klasie politycznej i w opinii publicznej wciąż dominuje przekonanie, że nie można doprowadzić do deeskalacji poprzez odstraszanie. Zwyczajowo uważa się, że konieczna jest rezygnacja z użycia środków militarnych w kryzysach międzynarodowych, gdyż prowadzą do ich zaostrzenia. Poza tym jest kwestia tożsamości Niemiec w polityce zagranicznej jako „mocarstwa cywilnego". Jest więc zgoda, iż z powodów historycznych Niemcy powinny stawiać na rozwiązania o charakterze cywilnym, nie wojskowym. Nieco przesadnie można argumentować, że jest to rodzaj „elastycznej solidarności" polegającej na tym, że inni wysyłają do Ukrainy broń, a Niemcy szpitale czy hełmy. Oczywiście krytycy mają prawo argumentować, że w sytuacji możliwości użycia siły przez agresora nieodzowne jest zastosowanie „hard power", aby koszty ewentualnej akcji zbrojnej były jak najwyższe.