Rezolucja została przegłosowania w czwartek przy poparciu 307 eurodeputowanych, przeciw było 211, a 112 wstrzymało się od głosu.
Nie pierwszy raz w PE rozmawiano o Jugendamt, ale przez wiele lat był to temat, którym zajmowali się tylko polscy eurodeputowani z PiS, w reakcji na skargi polskich rodziców, którym ograniczano prawa do ich dzieci w Niemczech. Tym razem po raz pierwszy krytyczni byli też eurodeputowani z innych krajów, czego efektem jest wspomniana rezolucja. Nie ma ona wagi prawnej, bo w kwestii prawa rodzinnego państwa członkowskie, w tym Polska, zazdrośnie strzegą swoich kompetencji. Ale po raz pierwszy mamy do czynienia z tak głośną krytyką niemieckiego urzędu.
Eurodeputowani wskazują na liczne skargi (około 300) przysłane w ciągu ostatnich dziesięciu lat do Komisji Petycji PE przez rodziców niebędących Niemcami, w tym od Polaków, Francuzów, Szwedów czy Włochów. Dotyczą działań niemieckiego urzędu ds. młodzieży (Jugendamt). Skarżący mówią o dyskryminacji w transgranicznych sporach rodzinnych, a także niewystarczającym doradztwie i wsparciu prawnym ze strony władz w ich krajach. Parlament wzywa do lepszej ochrony praw dzieci par dwunarodowych w celu zachowania ich tożsamości i utrzymania więzi rodzinnych. Podkreśla też, że na każdym etapie postępowania władze niemieckie muszą dostarczyć pełnych i jasnych informacji w języku w pełni zrozumiałym dla rodzica, który nie jest Niemcem.
Rezolucja została poparta przez polskich eurodeputowanych z PiS oraz SLD, natomiast PO albo wstrzymała się od głosu (większość), albo głosowała przeciwko (Jarosław Wałęsa). O motywach można było się dowiedzieć z debaty trzy tygodnie temu, w której uczestniczyła Julia Pitera. A także ze zgłoszonych przez nią poprawek do rezolucji. Pitera wskazywała, że wszystkie skargi są subiektywnym opisem sytuacji i do analizy będącej podstawą rezolucji nie są dołączone żadne wyroki sądów. Przypominała też wizytę Komisji Petycji w Niemczech, z której miało wynikać, że nie ma podstaw do krytyki niemieckiego urzędu.
Przez lata problem był postrzegany jako dyskryminowanie polskich rodziców, bo wśród par międzynarodowych wiele jest polsko-niemieckich. Ale krzywda dzieje się również obywatelom innych krajów i ich politycy uderzyli na alarm. Troje francuskich eurodeputowanych opublikowało w lipcu w dzienniku „Le Parisien" apel o interwencję UE w tej sprawie. Byli to Emmanuel Maurel i Edouard Martin z Partii Socjalistycznej oraz Virginie Roziere z Lewicowej Partii Radykalnej. Napisali oni o problemie par francusko-niemieckich i obywatelach Francji, którzy w razie rozwodu stykają się gigantyczną niemiecką machiną biurokratyczną i sądowniczą.