Historia Guillermo Farinasa głodującego od prawie dwóch miesięcy poruszyła cały świat. Kubański dziennikarz i dysydent przestał jeść i pić po śmierci jednego z więźniów politycznych na Kubie - Orlando Zapata Tamayo. Farinas próbuje w ten sposób wymóc na rządzie uwolnienie opozycjonistów przebywających w kubańskich więzieniach.
W Polsce od ubiegłego tygodnia trwa akcja pisania listów do kubańskich władz z apelem "o natychmiastowe uwolnienie kubańskich więźniów sumienia". "Sprzeciwiam się pozbawianiu wolności osób domagających się podstawowych praw obywatelskich dla narodu kubańskiego. (...) W trosce o zdrowie i życie głodujących, jak i wszystkich niesłusznie więzionych na Kubie – domagam się uwolnienia wszystkich więźniów sumienia. Protestuję przeciwko śmierci niewinnych ludzi, pokojowo walczących o swobodę myśli i poglądów" - czytamy w jednym z listów, który służy za wzór.
Inicjatorem akcji jest ks. Mieczysław Puzewicz z Lublina, rzecznik prasowy metropolity lubelskiego abp Józefa Życińskiego. - Obawiam się, że zdeterminowany Guillermo Farinas, nie przerwie głodówki, bo wierzy, że ofiara jego życia pomoże w uwolnieniu kubańskich więźniów politycznych. Stawiam sobie tylko pytanie co możemy zrobić jeszcze? Żeby za jakiś czas, kiedy umrze Farinas, nie powiedzieć sobie: wiedzieliśmy, ale nic nie mogliśmy zrobić - tłumaczy ks. Puzewicz. Do wczoraj udało się zebrać kilkaset listów. Ich autorami są głównie studenci i uczniowie m.in. z Warszawy, Poznania i Lublina.
Agnieszka Szczepanik z Warszawy namówiła już około stu osób do napisania listu. Liczy, że do końca tygodnia uda się powiększyć to grono. - Przekonałam znajomych z pracy, ze studiów, którzy z kolei zbierali listy wśród swoich bliskich. Nie było to trudne zadanie, choć prawie każdy chciał bym mu opowiedziała historię Guillermo Farinasa, bo nie mieli wcześniej pojęcia o tym co się tam dzieje - mówi Agnieszka Szczepanik. Wśród jej rozmówców problemy kubańskich dysydentów zupełnie nie interesowały tylko jednej osoby .
Sama warszawianka jest przekonana, że akcja jest bardzo potrzebna. - Może to mały gest, ale może dzięki niemu uda się zwrócić oczy świata na sytuację na Kubie. Wierzę, że to ma sens - mówi.