Żabotyński w szczegółach przedstawił swój projekt. Najpierw grupa zabójców miała zamordować kilku wysokich rangą działaczy NSDAP w Monachium. Powinni być na tyle ważni, żeby na ich pogrzeb przyjechał Führer i jego współpracownicy: Goebbels, Hess, Himmler, a być może nawet Göring. Wtedy żydowscy zamachowcy mieli umieścić w jednej z trumien 100 kilogramów materiałów wybuchowych.
Gdy tylko dostojnicy Trzeciej Rzeszy zbliżyliby się do katafalków, ukryty zamachowiec miał odpalić ładunek. Z Hitlera i jego kompanów zostałaby mokra plama. Według Żabotyńskiego wybrano już nawet człowieka, który miał aktywować bombę. Miał to być “żydowski grabarz”, którego Żabotyński określił mianem swojego przyjaciela.
Jak pisze izraelski dziennik “Jediot Ahronot”, Meinertzhagen bardzo się do pomysłu zapalił i natychmiast przekazał go do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. “Ministerstwu się to nie spodobało i naziści zostali ocaleni” – napisał we wspomnieniach pułkownik.
Czy rzeczywiście taka rozmowa miała miejsce? Historycy zalecają ostrożność. – Gdyby to była prawda, byłby to wielki powód do dumy. Problem polega na tym, że oprócz wspomnień Meinertzhagena nie ma na to żadnego dowodu – powiedział “Rz” Laurence Weinbaum, znany izraelski historyk specjalizujący się w dziejach żydowskiej prawicy. – Spytałem kiedyś o tę historię Szmuela Katza, współpracownika Żabotyńskiego i jego biografa. Był bardzo sceptyczny.
Orły ESG
„Rzeczpospolita” nagrodziła zrównoważone przedsiębiorstwa
Poznaj laureatów
Według Weinbauma w grudniu 1939 roku organizacja Żabotyńskiego w Niemczech była już rozbita z powodu antysemickich prześladowań i prawdopodobnie nie byłaby w stanie – nawet z pomocą Londynu – wykonać tak skomplikowanej misji.
Meinertzhagen w swoich wspomnieniach twierdzi jednak, że Żabotyński zaproponował również inny plan, który został zrealizowany. Chodziło o sabotaż niemieckich platform wiertniczych na Dunaju.