– Bierzmy przykład z sąsiadującego obwodu biełgorodzkiego w Rosji, gdzie kredyt zaciągnięty na kupno nieruchomości można spłacać także warzywami uprawianymi we własnych ogródkach

– mówiła Swietłana Drobotenko z ługańskiej administracji obwodowej. Nie wyjaśniła jednak, komu kupujący mieliby dostarczać pomidory i ziemniaki – bankowi czy właścicielowi mieszkania?

Barter w rozliczeniach to nic nowego dla Ukraińców. W latach 90. otrzymywali pensje w garnkach i meblach. O powrocie „tradycji" eksperci w Kijowie zaczęli mówić dwa lata temu podczas kryzysu finansowego. Deputowany Partii Regionów Michaił Czeczetow mówił, że najbardziej boi się powrotu wypłat w kaloszach, miednicach i walonkach. – Ci, którzy pracowali w zakładzie porcelany, zamiast pieniędzy otrzymywali zastawę stołową. W zakładzie mięsnym – wędliny. Później jeździli po wsiach, tracili czas i próbowali to sprzedać. Praktyka barteru zrujnowała ukraińską gospodarkę – mówi „Rzeczpospolitej" Ołeh Soskin, doradca ds. gospodarczych byłego prezydenta Leonida Kuczmy. O pomyśle urzędników mówi: „powrót do komunizmu". – W obwodzie ługańskim najwyraźniej nie ufają rynkom finansowym i nie chcą dbać o pracę czy rozwój małego i średniego biznesu. Gaszenie kredytu ziemniakami to także dobry sposób na zniechęcenie rodaków do protestów. Zamiast manifestować przeciw złej sytuacji życiowej, będą siedzieć w ogródkach i pilnować grządek.

Obwód ługański przoduje na niechlubnej liście ukraińskich regionów, gdzie mieszkań buduje się najmniej. Na 10 tysięcy osób czekających tam na własne lokum przypada... 39 metrów mieszkania.