Tomasz Deptuła z Nowego Jorku
Senator McCain ostrzegał przed konsekwencjami zaniechania prac nad zmianami w systemie imigracyjnym. Jednocześnie z ostrożnym optymizmem wypowiadał się o szansach przyjęcia reformy. Stawką w grze jest poparcie Latynosów – najliczniejszej mniejszości etniczno-rasowej w Stanach Zjednoczonych. To właśnie głosy tej grupy, zrażonej antyimigracyjną retoryką republikanów, przesądziły o wyniku ubiegłorocznych wyborów prezydenckich i porażce Mitta Romneya.
Posiadający większość w Izbie Reprezentantów odmawiają podjęcia debaty na kompromisowym projektem przyjętym przez Senat. Największe opory dotyczą programu legalizacyjnego, który stworzyłby "ścieżkę do obywatelstwa" dla większości spośród 11 milionów nielegalnych imigrantów mieszkających w USA. Mimo że czas oczekiwania na naturalizację wynosiłby co najmniej 13 lat, a amnestia obwarowana byłaby wieloma warunkami, dla większości republikanów w izbie niższej przyznanie "nieudokumentowanym" cudzoziemcom legalnego statusu byłoby formą nagrody za złamanie prawa. Amnestia nie cieszy się popularnością zwłaszcza wśród elektoratu związanego z Tea Partii, a na te głosy liczą przede konserwatywni kongresmani.
Reforma imigracyjna ma także zagorzałych przeciwników, ponieważ republikanie zdają sobie sprawę, że nowi obywatele USA będą zasilać w pierwszej kolejności elektorat Partii Demokratycznej.
Nie znaczy to, że sprawa zmian w prawie imigracyjnym jest skazana na niepowodzenie. W sierpniu Kongres rozjeżdża się na wakacje i zwolennicy reformy zamierzają w okręgach wyborczych przekonywać swoich kongresmanów do poparcia senackiej ustawy. Za reformą opowiada się także świat biznesu oraz farmerzy.