– Nie mam najmniejszego zamiaru uczestniczyć w żadnej telewizyjnej debacie wyborczej wspólnie z przedstawicielem AfD – ogłosiła niedawno Malu Dreyer (SPD), premier Nadrenii-Palatynatu.
W landzie tym podobnie jak w sąsiedniej Badenii Wirtembergii i Saksonii Anhalt odbędą się w marcu wybory do lokalnych parlamentów. Będzie to pierwszy wielki sprawdzian preferencji wyborczych w warunkach kryzysu wywołanego napływem uchodźców. Najważniejsze pytanie sprowadza się do tego, jak wielki sukces odniesie AfD, czyli Alternatywa dla Niemiec.
Dla jednych jest partią na wskroś rasistowską, dla innych ksenofobiczną. Z całą pewnością jest obecnie trzecią siłą na niemieckiej scenie politycznej. Podobne ultimatum co premier Dreyer przedstawił szef rządu Badenii Wirtembergii. Wsparł ich szef SPD Sigmar Gabriel.
Odmowa debaty jest wynikiem nie tylko zastosowania swoistego imperatywu moralnego, że z rasistami się po prostu nie rozmawia, ale i przekonania, że telewizyjną debatę na temat uchodźców można jedynie przegrać. Chyba że walczy się zdecydowanie o zamknięcie granic, deportacje imigrantów czy ograniczenie prawa azylu. A to jest temat AfD.
Publiczna telewizja SWR (działająca w ramach pierwszego programu publicznej telewizji ARD), która organizowała debatę w Nadrenii-Palatynacie, uległa początkowo presji polityków i zapowiedziała, że zrezygnuje z zaproszenia przedstawiciela AfD. Na to nie zgodziła się lokalna przywódczyni CDU, oskarżając polityków SPD o próbę wywierania nacisku na telewizję publiczną.