Protestujący ściągnęli do Barcelony z całej Katalonii, część wyruszyła już w środę. Maszerując, zablokowali m.in. jezdnię autostrady i główne drogi w regionie. Demonstranci domagali się wolności "dla więźniów politycznych", wielu miało flagi i żółte wstążki - symbol sprzeciwu wobec uwięzienia przywódców separatystów.
Jak podała policja, w piątek - dniu strajku generalnego w Katalonii - w Barcelonie na ulicach demonstrowało ok. 525 tysięcy ludzi. Protest miał charakter pokojowy, jednak wczesnym wieczorem w centrum miasta doszło do zamieszek i starć separatystów z policją. Rozruchy zaczęły się przy jednej z głównych ulic Barcelony, Via Laietana. W stronę policjantów zamaskowani demonstranci rzucali kamieniami, butelkami oraz koktajlami Mołotowa. Protestujący wznosili na ulicach prowizoryczne barykady i podpalali je. W odpowiedzi służby porządkowe użyły początkowo pałek i gazu łzawiącego. Potem do akcji wkroczyły oddziały szturmowe policji z armatkami wodnymi. Wyparto protestujących z Via Laietana i ugaszono płonące barykady. Rany odniosły 152 osoby.
Czytaj także:
Katalońscy separatyści prowokują Madryt
Do starć doszło także w Geronie, gdzie manifestanci usiłowali wedrzeć się do budynku sądu.
Władze Katalonii oceniły, że sprawcami zamieszek są bojówkarze podszywający się pod uczestników wcześniejszego, pokojowego marszu.