W efekcie wczorajszego wyroku Sądu Najwyższego gmina Syców na Dolnym Śląsku będzie musiała zapłacić zdjętemu na początku kadencji burmistrzowi odszkodowanie odpowiadające prawie czteroletniej pensji na tym stanowisku.
Przepisy w działaniu
Wojciech Kociński, wybrany w listopadzie 2006 r. na burmistrza Sycowa, spóźnił się z dostarczeniem oświadczenia majątkowego żony. Twierdził, że źle zrozumiał przepis, który mówił, że ma to zrobić „w ciągu 30 dni od wyboru". Myślał, że termin liczy się od ślubowania. Podobny błąd popełniło wtedy ponad 700 samorządowców, w tym Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy. Wojewoda dolnośląski wezwał Radę Miejską do wygaszenia jego mandatu. Ta ją podjęła, a premier zarządził na 18 marca 2007 r. przedterminowe wybory. Kociński w nich wystartował, ale inny kandydat został burmistrzem. Tymczasem 13 marca 2007 r. Trybunał Konstytucyjny stwierdził niekonstytucyjność sankcji za spóźnione oświadczenia. Wskazał, że przepis był wyjątkowo nieprecyzyjny.
Powołując się na wyrok TK, NSA wskazał wyjście: uchwały o wygaśnięciu mandatu nie można było unieważnić, choć została wydana z naruszeniem prawa, były burmistrz może jednak domagać się odszkodowania. Ten wystąpił z pozwem i zażądał 300 tys. zł. Jest to różnica między tym, co by zarobił przez całą kadencję, poza dwoma miesiącami urzędowania, a zarobkiem, jaki w tym czasie uzyskał „prywatnie", tj. nieco ponad 100 tys. zł.
Delikty władzy
Wrocławskie sądy Okręgowy i Apelacyjny orzekły odpowiedzialność gminy, ale zmniejszyły odszkodowanie do 30 proc. (90 tys. zł). Uznały, że powód przyczynił się do szkody. Jako osoba publiczna powinien dokonać prawidłowej wykładni przepisu. A gdyby z oświadczeniem nie czekał do ostatniej chwili, nie doszłoby do zamieszania.
Magdalena Niziołek, pełnomocnik gminy, mówiła przed SN, że jeśli ktoś tu zawinił, to państwo, wydając niejasny przepis (delikt legislacyjny) z daleko idącą sankcją.