Wygrał pan prawomocnie proces przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, który przyznał panu zaległe wynagrodzenie za ponad dwa lata bezprawnego zawieszenia. Sąd orzekł też, że Maciej Nawacki, były prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie, nie mógł pana skierować na przymusowy urlop. To już kolejny wyrok, który powinien przynieść satysfakcję.
Nie patrzę na to w kategoriach satysfakcji. Jestem sędzią od sądzenia. Ale rzeczywiście spotkało mnie wiele dokuczliwości. To wynagrodzenie od początku nie powinno być potrącane. Konsekwentnie stałem na stanowisku, że Izba Dyscyplinarna SN nie jest sądem i na podstawie jej rozstrzygnięcia nie można było ani mnie zawiesić w wykonywaniu czynności sędziowskich, ani pozbawić niemal połowy wynagrodzenia. Teraz zapadła decyzja potwierdzająca słuszność mojego poglądu i to już jest prawomocna decyzja.
Pod tą decyzją podpisała się trójka neosędziów. „Nawrócili się”? Czy po prostu prawidłowo oceniają rzeczywistość?
To rzeczywiście jest pewnego rodzaju paradoks. Trójka neosędziów stwierdziła, że uchwała Izby Dyscyplinarnej, na podstawie której mnie zawieszono i pozbawiono wynagrodzenia, nie jest orzeczeniem Sądu Najwyższego, bo orzekali w nim neosędziowie. Nie wiem, jak to ocenić. Wierzę, że zwyciężyła sprawiedliwość.
O jaką kwotę chodzi?
Prawie o 176 tys. zł wraz z odsetkami od poszczególnych kwot, o które obniżano moje wynagrodzenie.
Podobno nie chce pan tych wygranych pieniędzy dla siebie?
Przekazałem je na rzecz Fundacji Domu Sędziego Seniora, bo to ona wspierała mnie przez lata w walce o praworządność. Dołożyłem jeszcze do tego od siebie ponad 2 tys. zł. Tu nie chodzi o pieniądze, choć one przecież też są ważne, ale głównie chodzi o zasady. Zasady praworządności.
Czytaj więcej
Przygotowane projekty ustaw dotyczące statusu neosędziów to nie jest coś, na co czekałem. Są za delikatne i nie przecinają problemu. Pozostawienie neosędziów w polskich sądach to duży błąd, który nie pozwoli na moralne uzdrowienie sądownictwa – uważa sędzia Igor Tuleya.