Pani sędzio, pozwie pani Zbigniewa Ziobrę za słowa, które wypowiedział na wieść, że to pani została wylosowana do prowadzenia sprawy Funduszu Sprawiedliwości? Były minister stwierdził, że do tej sprawy „została zagwarantowana pani sędzia zaufana aktualnej władzy – była celebrytka telewizji TVN, wojująca z kierownictwem MS, procesująca się ze mną, którą zdegradowałem z sądu okręgowego do sądu rejonowego. Czy to przypadek?”.
Nie każda emocjonalna wypowiedź na mój temat musi skłaniać mnie jako sędziego do podejmowania takich działań. Kiedy pan Ziobro wypowiadał te słowa w Sejmie, występował w szczególnej sytuacji, jako poseł broniący się przed uchyleniem immunitetu czy też przed wyrażeniem zgody na pociągnięcie go do odpowiedzialności za niestawienie się na czas przed komisją śledczą.
Czytaj więcej
Były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział złożenie doniesienia do prokuratury. Zarzuca obecnemu ministrowi Adamowi Bodnarowi i prezesom warszawskich sądów manipulowanie przy wyłanianiu sędziów do spraw karnych. Chodzi o tzw. aferę Funduszu Sprawiedliwości. Resort odpowiada, że jest to skandaliczne wprowadzanie opinii publicznej w błąd przez posła PiS.
Czyli rozumiem, że nie zamierza pani wnosić pozwu o ochronę dóbr osobistych?
Nie zamierzam, choć zastrzegam, że nie znam wszystkich wypowiedzi, jakie padły pod moim adresem, kiedy zostałam wylosowana do składu w sprawie Funduszu Sprawiedliwości. Godność mojego urzędu sprzeciwia się reagowaniu na każdą emocjonalną czy prowokacyjną wypowiedź, jaka pada pod moim adresem, szczególnie ze strony polityków.
Pytam nie bez powodu, bo przecież już raz – w 2016 r. – pokazała pani ministrowi Ziobrze, że bezpodstawnie obrażać się nie da. To wymagało sporej odwagi.
W 2016 r. to była zupełnie inna sytuacja. W mojej sprawie wypowiadał się wówczas urzędujący minister sprawiedliwości i prokurator generalny. Nie mając podstawy, ani faktycznej, ani prawnej, godził się na zamieszczenie na stronie internetowej ministerstwa oświadczenia szkalującego mnie jako sędziego. Dokonał oceny mojej pracy orzeczniczej, moich umiejętności i mojego przygotowania zawodowego. Ta sytuacja z 2016 r. jest zgoła odmienna od tej, która ma miejsce teraz. Szczerze nawet do końca też nie śledziłam i nie śledzę wszystkich jego publicznych wystąpień. Wiem, że pojawił się też przed Sądem Okręgowym w Warszawie, gdzie miał wygłosić jakieś oświadczenie odnośnie do mojej osoby. Nie znam jednak treści tej wypowiedzi. Mam zbyt wiele obowiązków, żeby śledzić każdą aktywności polityka, który może być osobiście zainteresowany jakąś sprawą sądową. Zainicjowanie przeze mnie w 2016 r. sprawy przeciwko ówczesnemu ministrowi sprawiedliwości było potrzebne nie tylko dla ochrony mojego dobrego imienia jako sędziego. To miał być też sygnał dla przedstawiciela władzy wykonawczej, że może działać tylko i wyłącznie w granicach i na podstawie prawa. A prawo nie pozwalało mu na to, żeby w taki sposób recenzować działalność orzeczniczą sędziego. Tu chodziło o wytyczenie pewnych granic. Takich uprawnień minister sprawiedliwości-prokurator generalny nie posiada. Zresztą w tym postępowaniu cywilnym, które się z mojego powództwa toczyło, minister sprawiedliwości-prokurator generalny dla usprawiedliwienia swoich działań powoływał się na wolność słowa, wspierał się orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, zapominając o tym, że działa on jako organ władzy publicznej, a nie jako jednostka, której służy wolność słowa. Dla osoby fizycznej jej wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Może czynić to, co nie jest zakazane. Natomiast osoba pełniąca funkcję publiczną, reprezentująca organ władzy, może działać tylko i wyłącznie w granicach i na podstawie prawa. Czyli tylko w takim zakresie, na co jej prawo pozwala.