Przeprowadzone 15 października referendum okazało się niewiążące prawnie. Ale stanowić może w najbliższych latach istotny czynnik określający politykę rządu, niezależnie, jakie partie będą go tworzyć.
Masowa krytyka referendum, skupiona na powiązaniu go z wyborami zejdzie na dalszy plan. Zostanie pamięć ponad 12 mln obywateli głosujących w referendum. Nie będą miały też znaczenia uwagi do redakcji referendalnych pytań, gdyż głosujący w swej masie zapewne wiedzą, co znaczy udział każdego z nich w referendum i co znaczyły ich odpowiedzi. Mieli wybór: głosować lub nie, głosować na tak lub nie.
Nie może być też przypadkiem, że grubo ponad 90 proc. udzielonych w referendum odpowiedzi na każde z czterech pytań brzmiało: „nie”. Pytania i odpowiedzi będą zapewne żyły w debacie publicznej i wrócą w kolejnych kampaniach, choćby najbliższej samorządowej.
Czytaj więcej
Obwodowe komisje wyborcze nie mogły pytać o to, ile kart chcemy dostać a w wielu komisjach - jednak niektóre pytały o to wyborców. Według sondaży frekwencja w referendum wyniosła 40 proc., co oznacza, że nie jest ono wiążące.
Nie przeceniajmy faktu, że odpowiedzi referendalne nie są prawnie wiążące, co z powodu bardzo wysokiej poprzeczki prawnej dla takiego skutku oraz jawnego bojkotu referendum przez opozycję było skrajnie trudne do osiągnięcia. Co więcej, nie bardzo wiadomo, co to prawne związanie wynikiem referendum praktycznie miałoby znaczyć. Trudno bowiem wskazać adresata referendalnej decyzji: Sejm jako organ władzy nie odpowiada prawnie za swe decyzje, a posłowie nie są związani głosem wyborców. Wynik referendum, wiążący czy nie, jest raczej dyspozycją natury politycznej, której zwłaszcza wybieralni politycy nie mogą lekceważyć.