Euro 2012 w piłce nożnej - co ze stadionami

Nowe stadiony mogą być kołem zamachowym, dzięki któremu polski futbol wyjdzie z okopów – pisze gdański koordynator do spraw promocji

Aktualizacja: 01.08.2011 20:33 Publikacja: 01.08.2011 20:01

Krzysztof Guzowski

Krzysztof Guzowski

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Red

Dzięki przyznaniu Polsce i Ukrainie piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 roku mamy rewolucję w budowie nowych obiektów, spełniających najwyższe standardy. W chwili gdy skończy się budowa Stadionu Narodowego w Warszawie i stadionu we Wrocławiu, Polska będzie miała najnowocześniejszy w świecie „park stadionowy”. Wpłynie on na pewno na podniesienie poziomu polskiego futbolu oraz przekonanie do oglądania piłki nożnej na żywo tych kibiców, którzy dotąd bali się przychodzić. Nie chodzi wyłącznie o miasta-gospodarzy Euro 2012. Nowe, piękne stadiony mają już Wisła Kraków, Cracovia, Legia Warszawa, Zagłębie Lubin, Korona Kielce, Arka Gdynia, a niedługo będzie go miał Białystok.

Inaczej jednak sprawę widzą Izabela Kacprzak i Łukasz Zalesiński, autorzy artykułu „Stadiony. Zagadka za miliony” („Rzeczpospolita” 20 lipca 2011 r.), który wywołał u mnie duży niesmak. Tak zwykle dzieje się z tekstami pisanymi pod narzuconą z góry tezę, która wydaje się jednoznaczna: polskie stadiony budowane z myślą o Euro 2012 nie dadzą rady same się utrzymać. O tym, że według autorów sprawa wydaje się przesądzona, świadczy choćby tytuł na pierwszej stronie gazety: „Areny raczej deficytowe”.

Skąd autorzy wiedzą, że stadiony w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i Gdańsku będą deficytowe, skoro ten biznes w Polsce jeszcze nie wystartował, a obiekty w Warszawie i we Wrocławiu nawet nie zostały oddane do użytku? Ich artykuł jest przykładem polskiego narzekactwa. Patrząc na jajko, już wiedzą, że pisklę, które się z niego wykluje, będzie brzydkie i słabe i niedługo padnie.

Autorzy artykułu stwierdzają, że zainteresowanie przyszłych klientów wynajmem biur, powierzchni handlowych i lóż VIP na czterech stadionach jest nikłe. Podobno to sprawdzili. Ciekawe, u jakich źródeł, skoro rozmowy biznesowe na całym świecie są tajne i nikt się taką wiedzą z nimi nie podzieli do czasu ich zakończenia? To jeszcze jeden przykład na tendencyjność tekstu.

Można z wysnuć z niego wniosek, że autorzy są przeciwni budowaniu w Polsce nowoczesnych stadionów piłkarskich, spełniających również funkcję obiektów, na których będą organizowane koncerty muzyczne lub inne imprezy dla kilkudziesięciu tysięcy widzów. Ich prawem jest właśnie takie podejście do sprawy: jeśli nic nie będziemy budować, wtedy nie będzie mowy o zyskach ani o deficytach. Najlepiej zakopać się w grajdole, w którym tkwiliśmy ponad 20 lat.

Tylko czy zdają sobie sprawę, że do tego grajdołu zapraszaliśmy gości z wielkim wstydem? Ja też się wstydziłem jako długoletni dziennikarz „Rzeczpospolitej”. Piłkarska reprezentacja Polski po II wojnie światowej najważniejsze mecze rozgrywała na Stadionie Śląskim w Chorzowie – bo był najlepszy i największy. Jak mówił żartem Zbigniew Boniek, z najwyższego rzędu trybun można było rozpoznać tylko jednego Polaka – Emmanuela Olisadebe.

Nie damy rady?

Uzasadniając tezę, że polskie stadiony nie mają szans w starciu z ekonomiczną rzeczywistością, autorzy podają przykład Wembley, które zarabia miliony funtów. Takie argumenty można przytaczać uczniom gimnazjum, bo im nie trzeba tłumaczyć, jakie przełożenie na wyniki finansowe stadionu mają kultura futbolowa i muzyczna w danym kraju. Wembley (stare, a od kilku lat nowe) przyciągało i przyciąga miliony kibiców piłkarskich, a marzeniem największych gwiazd muzyki było i jest danie koncertu właśnie na tym obiekcie. Polska znajduje się na tych polach w krańcowo odmiennym położeniu. Anglicy tkwią w tym biznesie od co najmniej 50 lat, my raczkujemy. Inne siły, inne możliwości, inna miara.

Podają też autorzy przykład Allianz Areny w Monachium, otwartej w 2005 roku. Przez sześć lat stadion jest deficytowy, ale zaraz dodają: „Na krociowe zyski liczą w Monachium… Dodatni bilans to tylko kwestia czasu…”. Na jakiej podstawie tak sądzą? Niemcy zawsze dadzą radę, a Polacy nigdy?

Żeby zostać przy Niemczech, które powinny być dla nas jednym ze wzorów pod względem organizacji przemysłu piłkarskiego: pani Kacprzak i pan Zalesiński z pewnością nie wiedzą, ile dużych stadionów, w większości nowoczesnych, zbudowano w Nadrenii Północnej-Westfalii, którą zamieszkuje 18 mln ludzi. Jest ich 12. Dortmund – pojemność 81 tys., Gelsenkirchen – 61 tys., Duesseldorf – 55 tys., Moenchengladbach – 53 tys., Aachen – 52 tys., Kolonia – 50 tys., Bochum – 33 tys., Duisburg – 31 tys., Leverkusen – 30 tys., Bielefeld – 28 tys., Oberhausen – 21 tys., Paderborn – 12 tys.

Niemcy, podobnie jak Anglicy, znajdują się w innej futbolowej rzeczywistości. Podejrzewam, że w Polsce nigdy nie osiągniemy podobnego poziomu zainteresowania piłką, ale przynajmniej dajmy szansę piłkarzom, by grali na takich samych stadionach jak Niemcy i Anglicy, a kibice oglądali mecze w godnych warunkach, bez obaw o swoje bezpieczeństwo. Nowe stadiony mogą być kołem zamachowym, dzięki któremu polski futbol wyjdzie z okopów.

Lechia Operator będzie dzierżawić PGE Arenę Gdańsk przez dziesięć lat. Spółkę założyły trzy podmioty: klub piłkarski Lechia Gdańsk, SportFive oraz HSG Zander. SportFive to lider europejskiego marketingu sportowego, zajmujący się prawami telewizyjnymi i marketingowymi ponad 270 klubów i 30 europejskich federacji piłkarskich. HSG Zander – firma koncernu Bilfinger Berger – jest europejskim liderem w zakresie zarządzania infrastrukturą, w tym stadionami piłkarskimi i biurowcami. HSG ma filie w 18 krajach. Czy ludzie wiedzący, jak powinien funkcjonować klub piłkarski i stadion, na którym ten klub rozgrywa mecze, ryzykowaliby podpisanie wieloletniej umowy na dzierżawę PGE Areny, gdyby nie byli przekonani, że ich plan ma ręce i nogi? Stadion w Gdańsku będzie oddany w ręce fachowców. To powód do uśmiechu, a nie do płaczu. Zaczekajmy na wyniki finansowe Lechii Operator do 2015 roku i wtedy oceńmy, czy przedsięwzięcie ma sens.

I jeszcze sprostowanie. Autorzy tekstu napisali: „Oddanie stadionu spóźnia się o kilka miesięcy”. W rzeczywistości opóźnienie w oddaniu stadionu do użytku wyniosło dokładnie 18 dni (planowano 30 czerwca, oddano 18 lipca). Największa budowa na północ od Warszawy trwała przez ponad trzy lata.

Autor jest koordynatorem polityki medialnej i promocyjnej związanej z Euro 2012 i gdańskim sportem w Biurze ds. Sportu i Euro 2012 w Gdańsku

 

 

 

 

Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Publicystyka
Weekend straconych szans – PiS przejmuje inicjatywę w kampanii prezydenckiej?
felietony
Marek A. Cichocki: Upadek Klausa Schwaba z Davos odkrywa prawdę o zachodnim liberalizmie
Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa