Dwa lata po rosyjskiej agresji na Ukrainę relacje polsko-ukraińskie wchodzą w fazę konfliktu, który ciężko będzie załagodzić. Polskie społeczeństwo po raz kolejny zdało egzamin z ludzkiej solidarności, będąc przykładem dla całego wolnego świata jak powinien się zachować naród, który pomaga własnym sąsiadom. Niestety w naszych relacjach są sprawy niezałatwione, a polityczne błędy wzmagają tylko ból i napięcie, sprzyjające rosyjskiej propagandzie, która najmniejszy nawet spór będzie starała się wyolbrzymić. Nie da się jednak wszystkiego zrzucić na rosyjski reżim, ponieważ strona ukraińska do dziś, co podkreślił Paweł Kowal, nie czuje się zobligowana do potępienia ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Polakach. Były wiceszef polskiej dyplomacji stwierdził bowiem, iż „na tym polega polityka. My mówimy jedno, oni odmawiają. Dlatego poczekamy aż zmienią zdanie”.
Ukraina dalej czci Stepana Banderę
Niestety, strona ukraińska nie tylko zdania nie zmienia, ale buduje mit niepodległej Ukrainy na polityce historycznej, która czci ludobójców takich jak Roman Szuchewycz - jego imię noszą dziś place, ulice, stawiane są mu pomniku ku czci, w podziękowaniu za walkę. To osoba odpowiedzialna za wydanie wyroku na 100 tys. Polaków na Wołyniu i wymordowanie ich w okrutny sposób. Podobną postawę wobec Stepana Bandery czy Petra Diaczenki. Paweł Kowal, jako wytrawny polityk i intelektualista, wie doskonale, że to uderza w rażący sposób w polską pamięć i jest policzkiem wymierzonym w rodziny i bliskich zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów. Niestety twierdzi on, iż „Jeżeli ktoś ma pomysł, żeby co drugą ulicę na Ukrainie nazwać arterią Romana Szuchewycza, niech to zrobi. To nie jest powód do najeżdżania Ukrainy, prawda?”. Zastanówmy się, co stałoby się, jaki międzynarodowy skandal wybuchłby w Izraelu, gdyby w Berlinie nazwano jedną z ulic imieniem Heinricha Himmlera?
Poseł Koalicji Obywatelskiej poszedł dalej i w intelektualnym wzlocie stwierdził, iż zbrodnię na Wołyniu dokonali polscy obywatele na innych polskich obywatelach, twierdząc, że „ zbrodnia nie obciąża państwa ukraińskiego, bo nie istniało”.
Paweł Kowal obarcza zbrodnią na Wołyniu polskich obywateli
Poseł Koalicji Obywatelskiej poszedł dalej i w intelektualnym wzlocie stwierdził, iż zbrodnię na Wołyniu dokonali polscy obywatele na innych polskich obywatelach, twierdząc, że „zbrodnia nie obciąża państwa ukraińskiego, bo nie istniało”. Można by tę tezę przyjąć, gdyby nie decyzje podejmowane przez demokratyczną Ukrainę przez ostatnie lata. W roku 2016 Prezydent Petro Poroszenko podpisał pakiet ustaw, który uznawał żołnierzy OUN-UPA za bojowników walki o niepodległość, przyznając im zniżki i pomoc socjalną, uznając ich odznaczenia i stopnie wojskowe. Ustawa zakłada też karanie wszystkich tych, którzy okazywaliby lekceważenie dla weteranów, negowali celowość ich walki. Znamienne było wówczas to, że projekt wniósł syn komendanta UPA Jurij Szuchewycz, w tym czasie ukraiński deputowany.
Paweł Kowal to przykład nieporadności polskiej polityki historycznej
W Polsce nie odbiło się to większym echem, choć było gigantycznym skandalem, uderzającym po raz kolejny w polską pamięć i pozostało bez żadnej odpowiedzi. Jeśli zatem wolna i demokratyczna Ukraina uznawała i uznaje zbrodniarzy za swoich narodowych bohaterów, to znaczy, że utożsamia się z tą tradycją i uznaje ją za swoją. Czy wobec tego zbrodnia katyńska nie obciąża Rosji, bowiem wtedy ona nie istniała? Obecna Rosja utożsamia się z ZSRR, co więcej, przyznała się do zbrodni. Polscy żołnierze, policjanci, nauczyciele i wszyscy ci, zamordowani na nieludzkiej ziemi, są dziś przynajmniej pochowani, mają swoje groby. Polacy zamordowani przez ukraińskich nacjonalistów nie mają swoich grobów, leżą gdzieś na polach, łąkach ukraińskich. Znamiennym obrazkiem była odbyta kilka lat temu wizyta Prezydenta RP Andrzeja Dudy, który w rocznicę zbrodni wołyńskiej składał kwiaty gdzieś w szczerym polu. To nie może budować dobrych relacji w przyszłości.