Po blisko już dwóch kadencjach rządów PiS, a przed kolejnymi wyborami, konserwatysta staje wobec arcytrudnego wyboru. Polska polityka nadal jest w dużej mierze dwuwartościowa. W optyce wielu wybór sprowadza się w dużej mierze (choć nie bez wyjątków) do dwóch opcji: PiS lub anty-PiS. Obie dla wyborcy o konserwatywnych, a już zwłaszcza konserwatywno-liberalnych poglądach są mało nęcące.
Dlaczego tak jest w przypadku części opozycji zdominowanej przez Platformę Obywatelską – wyjaśniać właściwie nie trzeba. Flirt PO pod kierownictwem Donalda Tuska z lewicowymi stereotypami jest aż nadto wyraźny. Nominacja Sławomira Nitrasa na szefa opozycyjnego ruchu „kontroli wyborów” podkreśla ten kierunek. To nie tylko deklaracje dotyczące prawa antyaborcyjnego czy przewartościowania stosunków z Kościołem, legalizacji związków partnerskich czy fetysza współczesnej lewicy, a więc stawiania na pierwszym miejscu walki o klimat, niezależnie od skutków dla obywateli, w połączeniu z czasami wręcz żenującym emablowaniem młodych klimatycznych aktywistów. To również niemal całkowita rezygnacja z liberalnego rysu w gospodarce oraz podpisanie się pod utrzymaniem większości tego, co PiS nazywa „zdobyczami socjalnymi” swoich rządów.