Rz: Zgodnie z oczekiwaniami rząd Lukasa Papademosa w ubiegym tygodniu uzyskał wotum zaufania. Oznacza to, że Grecja jest na najlepszej drodze do otrzymania kolejnego pakietu unijnej pomocy. Papademos przekonuje, że te 130 miliardów euro to jedyny sposób na uratowanie Grecji przed bankructwem. Pan zaś twierdzi, że to przepis na ostateczne pogrążenie tego kraju. Co jest złego w pompowaniu miliardów w grecką ekonomię?
Stergios Skaperdas:
Tych miliardów nie dostanie wcale Grecja, lecz właściciele emitowanych przez nią papierów dłużnych. Większość sumy wyasygnowanej przez trojkę (Unia Europejska, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy – red.) pójdzie na obsługę zadłużenia i trafi do banków, które są właścicielami greckiego długu. Taka jest cena, którą Grecy płacą za pożyczki zaciągnięte przez władze. A ciągnąca się w nieskończoność konieczność zaciskania pasa tylko redukuje wpływy do greckiej kasy państwowej, dodatkowo utrudniając możliwość samodzielnego spłacania zobowiązań.
Premier Papademos mógł wybrać inną drogę, zamiast powtarzać błędy poprzednich ekip rządzących. Konsekwencje kolejnych pakietów oszczędnościowych, redukcji wynagrodzeń i dalszego wzrostu bezrobocia będą bowiem katastrofalne. Młodzi i wykształceni Grecy, którzy są w stanie znaleźć sobie pracę za granicą, zaczną masowo wyjeżdżać. Zostanie kurczące się starsze pokolenie, mniej wydajne i bardziej uzależnione od pomocy państwa – i to na jego barkach spocznie konieczność spłaty tego ogromnego długu. Najważniejsze dla Greków decyzje będą zapadać nie w Atenach, ale w Paryżu, Berlinie czy Brukseli. Grecki straganiarz, robotnik czy przedsiębiorca nie będą mieli nic do gadania w swojej sprawie. Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest ogłoszenie bankructwa i powrót do drachmy.
W jaki sposób bankructwo może poprawić sytuację Greków?