Były prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych Michał Kuczmierowski (zgadza się na podawanie pełnego nazwiska), nie przyjedzie szybko do kraju i nie będzie odpowiadał z wolnej stopy. Starania jego obrońców o przyznanie mu listu żelaznego, który pozwoliłby wrócić mu z Wielkiej Brytanii z gwarancją pozostania na wolności, zakończyły się fiaskiem.
Po trwającej kilka godzin naradzie, Sąd Apelacyjny w Warszawie we wtorek rozpoznał zażalenie obrońców Kuczmierowskiego i podjął niekorzystną dla niego decyzję.
– Sąd uznał, że okoliczności, które legły u podstaw zastosowania wobec mojego klienta tymczasowego aresztowania, są nadal aktualne, a przed brytyjskim sądem toczy się wobec niego procedura ekstradycyjna. Odmówił wydania listu żelaznego i jest to rozstrzygnięcie kończące sprawę – mówi „Rzeczpospolitej” mec. Luka Szaranowicz, jeden z trzech polskich obrońców byłego szefa RARS.
Sąd przyznał, że sprzeciw prokuratora nie ma charakteru wiążącego, jednak merytorycznie rozpoznając zażalenie obrony, podzielił opinię, że wniosek jest niezasadny. Jak były szef rządowej agencji zareagował na odmowę? – Przyjął informację o takim rozstrzygnięciu do wiadomości, czeka na ruch brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości – dodaje mec. Szaranowicz.
Czytaj więcej
Michał K., były szef Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, nie traci nadziei na uzyskanie tzw. listu żelaznego, który pozwoli mu cieszyć się w Polsce wolnością. Sąd apelacyjny podważył właśnie interpretację przepisu wprowadzonego za rządów PiS, który w założeniu miał dawać w tej kwestii ostatnie słowo prokuraturze. Gra o list żelazny zaczyna się więc od nowa.