Według Prokuratury Regionalnej w Warszawie Leszek Czarnecki miał doprowadzić do niekorzystnego rozporządzenia mieniem (czyli oszustwa) ok. tysiąca klientów Idea Banku na sumę 130 mln zł – działo się to w czasie, kiedy był on szefem rady nadzorczej tego banku, a zdaniem śledczych faktycznie nim kierował. Przedsięwzięcie zdaniem prokuratury było przeprowadzone z premedytacją, a biznesmen miał działać „wspólnie i w porozumieniu" z byłym prezesem GetBacku Konradem K., i innymi podejrzanymi. Piastując funkcję szefa RN, miał wiedzieć i akceptować handel obligacjami GetBack i robić to „z chęci zysku".
130 mln zł
to łączna suma, na którą według śledczych oszukanych zostało ok. tysiąca klientów Idea Banku
Zarzuty wobec miliardera są podobne do tych, jakie ponad dwa lata temu usłyszało kierownictwo Idea Banku (m.in. dwaj byli prezesi, członkowie zarządu, szefowie departamentów), którzy sprzedawali obligacje GetBacku mimo braku zgody KNF.
Batalia śledczych o ściągnięcie miliardera trwa już blisko 15 miesięcy. Po raz pierwszy – jak pisała „Rzeczpospolita" – próbowano go zatrzymać latem ubiegłego roku – po tym gdy 10 sierpnia prokuratura wydała postanowienie o przedstawieniu mu zarzutów i nakaz jego zatrzymania. Wtedy nie było go jednak pod żadnym z adresów w kraju. Do sądu prokuratura skierowała więc wniosek o areszt konieczny do tego, by wszcząć poszukiwania listem gończym.
Jednak sąd, choć przyznał, że istnieje „dostateczne prawdopodobieństwo" popełnienia zarzucanego czynu, nie zgodził się na aresztowanie Czarneckiego – to praktycznie zamknęło drogę do jego ścigania.
Do biznesmena według naszych informacji wysłano dotąd cztery wezwania do stawiennictwa w prokuraturze (wliczając ostatnie). Na żadne się się stawił, ale na każdy termin przysyłał usprawiedliwienie – zaświadczenia lekarskie stwierdzające, że ze względów zdrowotnych nie może przybyć.