Ukraińskie miasta są niszczone dzień po dniu, bombardowane z powietrza przez rosyjskie siły powietrzne. Bomby spadają na szkoły, schrony, szpitale i budynki mieszkalne. Cierpi ludność cywilna, bo Rosjanie w atakach nie koncentrują się - jak nakazuje prawo międzynarodowe - na obiektach militarnych. Dlatego właśnie ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski wzywa do ustanowienia strefy zakazu lotów nad Ukrainą. Kraje zachodnie jak na razie są wobec tej propozycji sceptyczne, podobnie NATO. Tyle że jeśli skala ofiar wśród cywilów będzie rosła, taki krok może okazać się niezbędny.
W przeszłości ustanawianie stref zakazu lotów każdorazowo wiązało się z podjęciem przez Radę Bezpieczeństwa ONZ stosownej rezolucji. Tymczasem stałym członkiem RB ONZ jest Rosja, która, co oczywiste, będzie podjęcie takiej decyzji blokować. - W przeszłości, owszem, rezolucje ONZ były ustanawiane jako środek przymuszający na samo państwo i podejmowano je w przypadku ustanawiania stref zakazu lotów nad Bośnią i Hercegowiną oraz Libią - mówi portalowi Onet.pl dr Mateusz Piątkowski z Uniwersytetu Łódzkiego, specjalizujący się w prawie humanitarnym i międzynarodowym.
- W przypadku Ukrainy, ona jest krajem - ofiarą agresji i państwem, które ma pełną i wyłączną suwerenność we własnej przestrzeni powietrznej - wskazuje ekspert. - Dlatego w tym konkretnym przypadku absolutnie wystarczy już sama zgoda państwa, która może być wyrażona przez apel prezydenta Zełenskiego na ustanowienie tej "no-fly zone" nad Ukrainą. Żadna rezolucja RB ONZ nie jest konieczna, więc Rosja nie ma żadnej możliwości manewru ani zablokowania takiej decyzji - podkreśla dr Piątkowski. — Zgoda państwa jest wystarczająca, by obce, wskazane przez niego statki powietrzne nie latały bądź latały nad terytorium danego kraju. Do tego, można tu użyć też znanej w prawie międzynarodowym zasady obrony kolektywnej. Ukraina się broni przed agresorem i może prosić inne kraje o pomoc w tej samoobronie - wyjaśnia prawnik. - Taka sytuacja oznacza więc, że nawet od jutra samoloty NATO mogłyby zacząć latać nad powierzchnią Ukrainy. Tu jednak pojawia się inny problem, natury ściśle politycznej.
- Nie można lekkomyślnie stwierdzić, że wystarczy ustanowienie humanitarnej strefy zakazu lotów nad Ukrainą, którą Rosja uszanuje. To mało prawdopodobne, wręcz nierealne - wskazuje dr Piątkowski. - Dlatego musimy zdawać sobie sprawę z tego, że ustanowienie strefy zakazu lotów musiałoby się wiązać z pełnym zaangażowaniem sił NATO w wyegzekwowanie tego zakazu. Żeby był on efektywny i bezpieczny dla załóg samolotów, które sprawdzają, czy ta strefa zakazu działa, konieczne byłoby być może zestrzeliwanie samolotów wrogiego państwa czy walka ze środkami obrony przeciwlotniczej. Tak działo się w Bośni w latach 90. XX w., gdzie NATO straciło kilka maszyn. To zaś oznaczałoby potyczki powietrzne między samolotami NATO-wskimi a rosyjskimi oraz konieczność zniszczenia rosyjskiego systemu obrony przeciwlotniczej - podkreśla ekspert.
Jak wyjaśnia, Rosjanie do obrony przeciwlotniczej mogą wykorzystać systemy dalekiego zasięgu S-400, o potencjalnym zasięgu do 400 km, a także systemy średniego zasięgu S-300. Dysponują również zestawami taktycznymi jak Pantsir czy Buk. - By misja samolotów NATO egzekwujących zakaz lotów nad Ukrainą była w jakikolwiek sposób skuteczna, trzeba byłoby liczyć się z koniecznością likwidacji tych systemów - mówi dr Piątkowski. - Podobnie, jak nieuniknione stałyby się walki powietrzne z rosyjskim lotnictwem myśliwskim, czyli maszynami z rodziny Su-27 czy MIG-29 - mówi dr Piątkowski.