Jeszcze kilka lat temu 85 procent światowej produkcji procesorów powstawało na Tajwanie. Tak daleko idąca specjalizacja nie tylko była podstawą zamożności 23-milionowego kraju, ale także filarem jego bezpieczeństwa. Ameryka nie odda wyspy Chinom, bo to by oznaczało nie tylko paraliż światowej gospodarki opartej na elektronice, ale także przełożyło się na ogromną przewagę technologiczną dla Pekinu – rozumowali Tajwańczycy.
Od tego czasu część produkcji procesorów rozwinęła się za sprawą administracji Joe Bidena w Stanach Zjednoczonych, ale także w Japonii i Korei Południowej. Mimo wszystko Tajwan pozostał monopolistą, gdy idzie o półprzewodniki najnowszej generacji, które oferują niezrównaną wydajność. Tym większy był szok, gdy na początku tego tygodnia największy koncern elektroniczny wyspy TSMC zapowiedział, że zaangażuje 100 miliardów dolarów w produkcję w pięciu zakładach w Stanach Zjednoczonych swoich „najlepszych produktów”. W ten sposób tajwański potentat miałby uniknąć nałożenia przez Trumpa 25-procentowych ceł na import tajwańskich produktów. Produkcja w USA miałaby się rozpocząć w 2028 roku – powiedział prezes TSMC CC Wei.