Prof. Antoni Dudek bije na alarm ws. wymiaru sprawiedliwości. „Po prostu w ten sposób umierają państwa”

- Ta decyzja jest po prostu kompromitująca dla prezydenta Andrzeja Dudy - mówi o nominacji Bogdana Święczkowskiego na prezesa Trybunału Konstytucyjnego prof. Antoni Dudek, historyk i politolog z UKSW.

Publikacja: 16.12.2024 11:56

Czy Marcin Romanowski pogrąży siebie, czy też pokazuje słabość państwa rządzonego przez Donalda Tuska? Były wiceminister sprawiedliwości w rządzie PiS ukrywa się od kilku dni, a powinien znaleźć się w areszcie.

Myślę, że jednak bardziej obnaża słabość państwa. I to nie państwa Donalda Tuska, chociaż akurat chwilowo Donald Tusk nim kieruje, tylko generalnie państwa polskiego i tego wszystkiego, co się stało z wymiarem sprawiedliwości. Jeszcze jakieś 15 lat temu tego typu historia byłaby niewyobrażalna. Trudno byłoby sobie wyobrazić wiceministra sprawiedliwości, który unika stawienia się przed wymiarem sprawiedliwości. Mieliśmy wprawdzie jakiegoś tam uciekającego posła, który się zasłaniał immunitetem, zbiegł za granicę pod koniec rządów AWS-u (chodzi o Marka Kolasińskiego - red.). Mieliśmy posła (Andrzeja) Pęczaka, który sprawował swój mandat, jako pierwszy poseł w dziejach III RP, z aresztu śledczego przy ulicy Smutnej w Łodzi. Ale nie mieliśmy jeszcze byłego wiceministra sprawiedliwości, który ucieka przed tymże wymiarem sprawiedliwości tylko dlatego, że się rząd zmienił, a zarazem dla pokaźnej części obywateli nie jest żadnym potencjalnym przestępcą i bohaterem negatywnym, tylko przeciwnie, bohaterem pozytywnym - człowiekiem, który się ukrywa przed reżimem Tuska, który jest niesprawiedliwie oskarżony.

To pokazuje, jak daleko zabrnęła polaryzacja i obawiam się, że na razie nie widać, żebyśmy z tej drogi mieli zawracać. To się będzie tylko pogłębiało i podejrzewam, że kolejni, tym razem może już skutecznie zatrzymani przez organa ścigania ludzie z poprzedniej ekipy rządzącej, będą traktowani przez zwolenników PiS-u jako właśnie męczennicy za sprawę. Pytanie, co z tym dalej zrobić. Ja, mówiąc szczerze, nie widzę innego sposobu na to, niż dogadanie się przez wysokie, zwaśnione strony w sprawie resetu wymiaru sprawiedliwości i przywrócenia sądów takich, jakimi one być powinny. Bo jeżeli nie, to państwo polskie się będzie pruło coraz bardziej i będzie coraz bardziej ośmieszane, niestety, przed obywatelami i za granicą chyba jeszcze gorzej.

Jak widzimy, chyba tego dogadania nie ma i nie będzie, co pokazuje przykład ostatniej nominacji w Trybunale Konstytucyjnym. Bogdan Święczkowski, człowiek Zbigniewa Ziobry, został następcą Julii Przyłębskiej. Pojawiają się też informacje, że obecna Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego może ustąpić wcześniej ze stanowiska po to, żeby jej następcę przed końcem swojego urzędu wyznaczył na kolejne lata prezydent Andrzej Duda.

Zważywszy na to, kogo prezydent wybrał na prezesa TK, to, co pan redaktor mówi na temat następcy pani prezes (Małgorzaty) Manowskiej czy następczyni, jest bardzo prawdopodobne. Mamy tutaj po prostu walkę, w której żadna ze stron nie widzi żadnych powodów do zahamowań. Jeśli można tylko w przepisach znaleźć jakiś sposób, żeby zaszkodzić drugiej stronie, zrobić jej na złość, to się robi.

Czytaj więcej

Bogdan Święczkowski: Adam Bodnar nie jest decyzyjny ws. Trybunału Konstytucyjnego

Wybór pana Święczkowskiego jest w oczywisty sposób prowokacją, dlatego że z wszystkich sędziów Trybunału on ma najdłuższą kadencję. I to jest podstawowy powód. Ona się kończy, jeśli dobrze pamiętam, w 2031 roku, więc chodzi o to, żeby go było jak najtrudniej z tego Trybunału usunąć. A po wtóre, jest człowiekiem, którego życiorys jest, delikatnie mówiąc, antyżyciorysem w przypadku kogoś, kto powinien być w Trybunale Konstytucyjnym, bo to jest tak naprawdę zawodowy polityk, który przez pewien czas życia był prokuratorem, bo takie studia skończył, natomiast był też szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, prowadził właściwie większość politycznych spraw, które budzą ogromne emocje w Polsce i w związku z tym on ma być bezstronnym sędzią sądu konstytucyjnego? Przecież to są wolne żarty.

Najkrócej mówiąc, mamy do czynienia z demolowaniem przez pana Ziobrę i jego ludzi – chociaż pan Ziobro już za tę decyzję nie odpowiada, tylko Andrzej Duda znowu się przyłączył do tego, do czego przykładał rękę już wcześniej, chociaż nie w stu procentach, bo pamiętamy jego weta z 2017 roku, kiedy próbował pana Ziobrę przynajmniej częściowo powstrzymać. Niestety, z tamtego Andrzeja Dudy już nic nie zostało. Ja myślę, że ta decyzja jest po prostu kompromitująca dla prezydenta Andrzeja Dudy. Inna rzecz, że nie wiem, na ile pan sędzia (Bartłomiej) Sochański byłby lepszy, ale na pewno nie jest tak jednoznacznie, partyjnie identyfikowalny jak pan Święczkowski.

A dumą napawa pana, że kolega po fachu, historyk i to z bratniego drzewiej panu IPN-u może zostać prezydentem Polski? Widzi pan Karola Nawrockiego w Pałacu Prezydenckim i jako pierwszego obywatela RP?

Ja nie mogę wykluczyć, że on może wygrać te wybory. On ciągle dla mnie nie jest faworytem, ciągle faworytem pozostaje Rafał Trzaskowski. Natomiast widać, że nie było falstartu. Nawrocki wystartował, mimo że spadła na niego pierwsza fala zarzutów, moim zdaniem dość poważnych - właśnie takich, które jeszcze 15-20 lat temu by wyeliminowały kandydata definitywnie. Teraz już to absolutnie nie ma miejsca.

Dlaczego?

Bo jesteśmy w tak spolaryzowanym społeczeństwie, że dla zwolenników(...) Prawa i Sprawiedliwości im poważniejsze są zarzuty przeciwko Nawrockiemu, tym bardziej oni uważają, że to są kłamstwa, oszczerstwa ze strony ekipy Tuska, i w związku z tym nie należy absolutnie wierzyć w ani jedno zdanie na ten temat. Co daje temu kandydatowi te 30 kilka procent - on jeszcze do nich nie doszedł, ale jak tam pojeździ jeszcze, a zaczął bardzo ostro jeździć po Polsce, to dojdzie do tych 30 kilku procent. Pytanie, co dalej. Pytanie, czy jemu się uda jeszcze przed pierwszą turą dogonić Trzaskowskiego, który z kolei zaczyna powoli słabnąć, czy też nie. Ale nawet jeżeli nie uda mu się dogonić, to na razie przewaga jego nad trzecim w tym wyścigu Sławomirem Mentzenem jest tak ogromna, że szansa, żeby go ktoś dogonił, na razie jest niewielka, choć będzie to mordercza kampania, najdłuższa, wedle moich obliczeń, w dziejach III RP.

W grudniu rzadko kiedy mieliśmy już właściwie wszystkich kandydatów wystawionych. Jeszcze teoretycznie może się ktoś pojawić w styczniu, ale generalnie czeka nas pół roku naprawdę ciężkiej kampanii i zobaczymy, kto tu kondycyjnie ją wytrzyma. Na pewno Karol Nawrocki, jako były bokser - bo ja myślę, że ta identyfikacja jest teraz bardziej eksponowana w propagandzie PiS-u niż to, że on jest historykiem, więc raczej bokserzy się powinni poczuwać do związków z tym kandydatem, niż historycy - może kondycyjnie wytrzymać to.

Ale wszystko i tak rozstrzygnie się w drugiej turze. I tutaj polecam wszystkim uwagę, kto w pierwszej turze zajmie trzecie, czwarte, piąte miejsce. Zwłaszcza trzecie, bo to wyborcy tego trzeciego i czwartego, ale zwłaszcza trzeciego będą rozstrzygać o tym, czy prezydentem zostanie Karol Nawrocki czy Rafał Trzaskowski. Ja na razie uważam, że więcej rezerw mimo wszystko ma w drugiej turze Rafał Trzaskowski. Ale przez pół roku to się jeszcze może zmienić.

Konotacja Karola Nawrockiego z Prawem i Sprawiedliwością może zaszkodzić Nawrockiemu? Donald Tusk przypomina o tych związkach i o tym, że to jest kandydat PiS. Na ile to odklejenie, próba pokazania, że on jest kandydatem „obywatelskim”, może Nawrockiemu pomóc i ten szyld PiS-u uda się schować?

Moim zdaniem ta próba na razie się nie powiodła i raczej się nie uda, dlatego że to jest w oczywisty sposób kandydat Prawa i Sprawiedliwości. Komedia, którą rozegrano w Krakowie z kreowaniem jakiegoś komitetu obywatelskiego... Ja tam wypatrywałem, czy by znalazła się choćby jedna publicznie znana osoba, która nie była dotąd identyfikowana z PiS-em, na przykład taki Antoni Dudek, który by tam zasiadł w pierwszym rzędzie i „pobłogosławił” kandydata, powiedział „tak, to jest obywatelski kandydat dla mnie”.

Nie zaprosili, nie „pobłogosławił”.

Nie było ani jednej takiej osoby. To była wyłącznie grupa ludzi, która od zawsze, od niepamiętnych czasów, jest związana z Prawem i Sprawiedliwością. I oni twierdzą, że oni jako obywatele, już nie jako PiS, namaszczają Karola Nawrockiego. Żeby była jasność: ja nie mówię o członkach Prawa i Sprawiedliwości, bo każda duża partia, zresztą Platformy Obywatelskiej też to dotyczy, ma obok swoich członków taką grupę zaprzyjaźnionych osób publicznych, które właśnie do takich okazji może wykorzystać i twierdzić, że Rafał Trzaskowski jest obywatelskim kandydatem. To jest absurd.

Czytaj więcej

Sondaż: Jakie cechy według Polaków ma idealny kandydat na prezydenta

Na razie się nie zgłosił żaden kandydat, którego ja mógłbym określić jako bezpartyjnego, obywatelskiego kandydata. Nie ma i prawdopodobnie nie będzie, bo - powiem brutalnie - kampania prezydencka jest za droga i dopóki Robert Lewandowski albo ktoś tego typu się nie zgłosi i nie sfinansuje tej kampanii z własnych środków, to ja nie spodziewam się zaistnienia prawdziwego obywatelskiego kandydata. Choć do pewnego stopnia takim był Paweł Kukiz w 2015 roku, bo rzeczywiście on robił kampanię dzięki składkom, naprawdę niewielkim kwotom tysięcy ludzi. I doszedł bardzo wysoko, bo doszedł do 20 proc., pomógł bardzo Andrzejowi Dudzie. Gdyby się ktoś taki pojawił teraz, to pytanie, komu by bardziej pomógł. To jest pytanie otwarte, bo na razie się ten kandydat niezależny, obywatelski nie pojawił w tej kampanii.

Magdalena Biejat została wystawiona przez Nową Lewicę jako kandydatka na prezydenta, „dziewczyna z sąsiedztwa”, a PSL poparł kandydata Polski 2050, czyli wspólnego kandydata Trzeciej Drogi teraz już, Szymona Hołownię. Na ile te dwie kandydatury mogą odegrać rolę i zdecydować o tym, kto będzie prezydentem Polski?

Zacznę od Szymona Hołowni, bo z tego duetu raczej on może odegrać istotniejszą rolę. Gdyby się kampania Trzaskowskiego zaczęła z jakiegoś powodu rozsypywać, to w tej chwili Szymon Hołownia jawiłby się jako główny kandydat dla tych ludzi, którzy z jakiegoś powodu nie chcieliby głosować na Trzaskowskiego, bo raczej oni w większości by na panią Biejat głosów nie przerzucili, a innych kandydatów dla nich strawnych raczej nie widać na horyzoncie. W tym sensie Hołownia może odegrać pewną rolę w tej kampanii, że jest kimś w rodzaju dublera czy rezerwowego zawodnika dla Rafała Trzaskowskiego.

Czytaj więcej

„Duża wtopa”. Matysiak ocenia wystąpienie Biejat na konwencji Lewicy

Natomiast pani Biejat będzie walczyła raczej z panem (Markiem) Jakubiakiem, które z nich będzie miało lepszy wynik. I to będzie walka między 2 a 3 proc. - to niestety w tym kierunku zmierza. Tu będzie bardzo dużo zależało od tego, jak się zachowa partia Razem - czy wystawi Adriana Zandberga - i czy Piotr Szumlewicz, kandydat Związkowej Alternatywy, zdoła zebrać 100 tysięcy podpisów, bo to jest też kandydat wyrazistej lewicy. Jeśli by się zdarzyło, to z Zandbergiem i właśnie z Szumlewiczem, że oni się zarejestrują i będą walczyć, to maleńki elektorat lewicowy zostanie przez trójkę kandydatów podzielony i obawiam się, że to będzie kompletna katastrofa. Natomiast jeżeli pan Szumlewicz się nie zdoła zarejestrować, a Zandberg - czy Partia Razem, ale generalnie tam jest najbardziej znany w tej chwili Zandberg, więc wystawianie kogokolwiek innego jest bez sensu - nie wystartuje, to wtedy pani Biejat ma szansę iść nieco w górę i walczyć o wynik bliżej 10 proc. Pytanie z kim? Podejrzewam, że właśnie z Szymonem Hołownią. Jeśli Trzaskowski będzie prowadził dobrą kampanię, to będzie marginalizował Hołownię, bo ten obszar, w który Hołownia próbuje wejść, między PiS-em a Platformą, jest już bardzo nieduży, dlatego że polaryzacja idzie cały czas do przodu.

A po drugie Szymon Hołownia przespał ten okres 8 czy 9 miesięcy po tym, jak został marszałkiem Sejmu i sam przyczynił się do redukcji tego wąskiego obszaru. Dlaczego? Bo dał się sprowadzić do roli, można powiedzieć, statysty w przedstawieniu reżyserowanym przez Donalda Tuska. I na to już nie ma litości. Tego się nie da odkręcić po prostu. On od początku, kiedy został marszałkiem, powinien podkreślać, że jest w tej koalicji, ale z obrzydzeniem, że go boli nos i zęby, ale tamta strona jest jeszcze gorsza, natomiast że on po prostu walczy o Polskę, w której PO-PiS nie rządzi wszystkim. Ale on o tym zapomniał. Teraz coś zaczyna sobie o tym przypominać, ale już jest za późno. Ta retoryka nie przekona wielu tak zwanych symetrystycznie nastawionych wyborców. Inna rzecz, że ich jest naprawdę niewielu, bo to jest kilka procent, więc z nimi się do drugiej tury wyborów prezydenckich już nie wejdzie.

Jak wypada podsumowanie pierwszego roku rządu Donalda Tuska i czy np. minister Dariusz Wieczorek jest obciążeniem i powinien zostać zdymisjonowany?

Ja nie chcę żądać dymisji poszczególnych ministrów. Minister Wieczorek na pewno nie należy do najsilniejszych pozycji w tym rządzie, ale on ma jeszcze parę poważnych konkurentów i konkurentek. Natomiast wyniki sondaży, które zostały opublikowane, są dla rządu fatalne. Jeżeli ten pierwszy rok, który zazwyczaj jest dla rządu najlepszy, wygląda tak, to strach pomyśleć, jak będą kolejne lata wyglądały. Generalnie ekipa Tuska sobie radzi słabo. To, że sytuację ma niełatwą, to zgoda, ale gdybym ja miał wymienić jakiś jej jeden ewidentny sukces, to mogę wymienić tylko sprowadzenie pieniędzy europejskich. Niestety, innych nie bardzo potrafię wymienić. Oczywiście, oni się chwalą, a to „babciowym”, a to programem in vitro, ale to nie są jakieś spektakularne sukcesy. Inna rzecz, co do „babciowego”, ja mam różne wątpliwości, czy dalsze rozbudowywanie polityki socjalnej nie doprowadzi nas do załamania finansów publicznych.

Czytaj więcej

Donald Tusk: Czas na decyzję w sprawie ministra Dariusza Wieczorka

Ale powiedzmy, że niech będzie jeszcze to „babciowe”. Natomiast obietnica na przykład igrzysk  w 2040 roku, że tu się będzie Polska starać, brzmi groteskowo w sytuacji, w której my mamy dojść do 5 proc. wydatków PKB na obronę. Z czego my to zrobimy? Jeżeli my – rzeczywiście i słusznie – mamy zbudować potężną armię, to trzeba powiedzieć jasno: nie będzie igrzysk, bo będzie armia. I to polityk odpowiedzialny powinien mówić, a nie opowiadać ludziom opowieści o jakichś igrzyskach  w 2040 roku. Podsumowując: ja o tym rządzie nie mam za wiele pozytywnych rzeczy do powiedzenia. Przede wszystkim z uwagi na to, że nie zatrzymał (...) podsycania polaryzacji, nie zatrzymał rozpadu wymiaru sprawiedliwości. Z tym pasztetem zostaniemy na kolejne lata i on będzie coraz bardziej nas uwierał.

To kwestionowanie kolejnych sądów i ich wyroków stanie się w Polsce czymś, co już przerabialiśmy w XVIII wieku i to jest katastrofalne porównanie. Po prostu w ten sposób umierają państwa. Wymiar sprawiedliwości to jest jeden z najtwardszych fundamentów państwa. Jak się weźmie tych libertarian najtwardszych, którzy by wszystkie instytucje państwowe likwidowali, to na końcu mówią: „tylko armia, policja i sądy muszą być”. To jedna z tych trzech nóg została już zdemolowana. Pozostaje pytanie, co z armią i z policją? W policji, zdaje się, nastroje są nienajlepsze. Tam buntów na razie nie było, ale nie daj Bóg, żeby ta zaraza polaryzacyjna, która już zdemolowała sądy, nam zdemolowała jeszcze policję i armię, bo wtedy właściwie państwo polskie zakończy swoją działalność w dotychczasowej, znanej postaci.

Czego spodziewać się w polityce po przyszłym roku?

Oczywiście igrzysk prezydenckich, wyjątkowo spektakularnych, efektownych i nie wiem czym kończących się - poza jednym. Na końcu zostanie jeszcze bardziej podzielone społeczeństwo, ponieważ jest oczywiste, że zwycięzca będzie jeden, a ten przegrany będzie tuż za nim. Wszystkie minione wybory prezydenckie, wyłączając te z 1990 i 2000 roku, kończyły się tym, że wygrywa minimalną większością jeden z kandydatów, a ten drugi przegrywa wszystko. Tym się na pewno skończą te przyszłoroczne igrzyska prezydenckie, pytanie, czy czymś jeszcze innym?

Czytaj więcej

Nowy sondaż prezydencki: Na kogo Polacy chcą głosować w I i II turze?

Ja mam nadzieję, jestem tu optymistą, że dojdzie do zawieszenia broni na Wschodzie i to będzie coś pozytywnego - żeby nie kończyć tego tak pesymistycznie. Myślę, że idziemy ku zawieszeniu broni. To nie musi być zawieszenie definitywne, ale na pewno da oddech i Ukrainie, i wielu innym, którzy w tę wojnę są, w ten czy w inny sposób pośrednio bądź bezpośrednio zaangażowani.

Czy Marcin Romanowski pogrąży siebie, czy też pokazuje słabość państwa rządzonego przez Donalda Tuska? Były wiceminister sprawiedliwości w rządzie PiS ukrywa się od kilku dni, a powinien znaleźć się w areszcie.

Myślę, że jednak bardziej obnaża słabość państwa. I to nie państwa Donalda Tuska, chociaż akurat chwilowo Donald Tusk nim kieruje, tylko generalnie państwa polskiego i tego wszystkiego, co się stało z wymiarem sprawiedliwości. Jeszcze jakieś 15 lat temu tego typu historia byłaby niewyobrażalna. Trudno byłoby sobie wyobrazić wiceministra sprawiedliwości, który unika stawienia się przed wymiarem sprawiedliwości. Mieliśmy wprawdzie jakiegoś tam uciekającego posła, który się zasłaniał immunitetem, zbiegł za granicę pod koniec rządów AWS-u (chodzi o Marka Kolasińskiego - red.). Mieliśmy posła (Andrzeja) Pęczaka, który sprawował swój mandat, jako pierwszy poseł w dziejach III RP, z aresztu śledczego przy ulicy Smutnej w Łodzi. Ale nie mieliśmy jeszcze byłego wiceministra sprawiedliwości, który ucieka przed tymże wymiarem sprawiedliwości tylko dlatego, że się rząd zmienił, a zarazem dla pokaźnej części obywateli nie jest żadnym potencjalnym przestępcą i bohaterem negatywnym, tylko przeciwnie, bohaterem pozytywnym - człowiekiem, który się ukrywa przed reżimem Tuska, który jest niesprawiedliwie oskarżony.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Rzeczniczka resortu Dariusza Wieczorka odchodzi z ministerstwa
Polityka
Gdzie jest Marcin Romanowski? Bartłomiej Sienkiewicz: Zachowanie jak zwykłego bandyty
Polityka
Rosyjscy hakerzy chcieli zakłócić przebieg wyborów? SMS-y o treści "głosuj na PiS"
Polityka
Donald Tusk: Czas na decyzję w sprawie ministra Dariusza Wieczorka
Polityka
Wieczorek tłumaczy się z oświadczenia majątkowego. "Oczywista pomyłka pisarska”
Materiał Promocyjny
Mamy olbrzymi problem dziury w budżecie NFZ. Tymczasem system prywatny gwarantuje pacjentom coraz lepszą dostępność