„Jest czymś naturalnym, że historycy różnią się w interpretacjach przeszłości, jak i ocenach dnia dzisiejszego, co dotyczy także obu niżej podpisanych. Tak samo muzea historyczne, w Polsce i innych krajach, przedstawiają różnorodne wizje przeszłości. Żaden z nas nie zaprojektowałby wystawy Muzeum II Wojny Światowej dokładnie tak, jak ona wygląda dzisiaj. Obaj uznajemy jednak, że wystawa oddaje zarówno prawdę historyczną w wymiarze ogólnego obrazu wojny, jak i szczególne miejsce w niej Polski. Jesteśmy zgodni, że Muzeum II Wojny Światowej, w jego obecnej formie, stwarzałoby wyjątkową szansę dla Polaków, by dowiadywali się o wojnie poza Polską, a dla zagranicznych zwiedzających poznawania polskiej historii (…). Pragniemy wyrazić naszą wspólną nadzieję, że Muzeum i jego wystawa zostaną ukończone i otwarte zgodnie z dotychczasowymi planami” – czy pamięta pan ten list?
Oczywiście.
Napisał go pan 13 sierpnia 2016 roku, występując wraz z Timothym Snyderem w obronie Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Co się zmieniło przez osiem lat, skoro zgłaszając w krakowskim „Sokole” kandydaturę dr. Karola Nawrockiego, chwalił go pan za wprowadzone tam zmiany?
Kiedy poprosiłem prof. Snydera o wspólne wystąpienie, trwała nagonka, której obiektem była treść wystawy stałej w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, nie mogłem się z tym zgodzić. Gdy tylko ekspozycja została otwarta, zwiedziłem ją i oceniłem jako wartą przemyślenia. Nie zasługiwała na potępienie w czambuł. Jednocześnie dostrzegłem braki, których uzupełnienie nie wydawało mi się trudne. Pominięty został ojciec Maksymilian Kolbe, którego ofiara korespondowała z głównym tematem wystawy, czyli doświadczeniem ludności cywilnej. Podobnie jak rodzina Ulmów, która w tym czasie wchodziła do kanonu historycznego, nie tylko polskiego. Z kolei miejsce poświęcone rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu miało powierzchnię znaczka pocztowego.
Ale to była fotografia obozowa.
Twórcy wystawy stałej przyjęli szokującą postawę, prezentując się jako jej właściciele i upierając przy tym, że nie można w niej zmienić nawet przecinka. To postawa, w obliczu której zmieniłem swoje nastawienie. Nie byłem w tym odosobniony. Protest wobec ich uporu w trwaniu w błędzie (wykluczeniu wspomnianych, symbolicznie ważnych postaci) okazał się masowy. Dyrekcja w osobie prof. Rafała Wnuka, wracając do Muzeum latem tego roku, nie okazała się koncyliacyjna. Emocje społeczne zrozumiał nawet premier Tusk, który zdecydował, że ekspozycja w tych trzech punktach nie może być znowu zmieniana przez nową dyrekcję.
Czytaj więcej
Część liberalnej inteligencji, w przeciwieństwie do Donalda Tuska, jest pozbawiona społecznego słuchu.
Proszę sobie wyobrazić, że inna ekipa polityczna zmienia wystawę stałą w Muzeum Historii Polski. Jeśli przyjąć zaś, że minister Piotr Gliński mógł odwoływać dyrektorów instytucji kultury, z którymi się nie zgadzał, bezzasadne są protesty wobec zwolnienia Roberta Kostry.
Tworząc Muzeum II Wojny Światowej, profesor Paweł Machcewicz – w przeciwieństwie do Roberta Kostry, który jest człowiekiem kompromisu – miał gabinet w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, pełnił polityczną funkcję doradcy premiera Tuska. Robert Kostro nigdy takiej funkcji politycznej nie pełnił. Dlatego odwołanie go, jako faktycznego założyciela tego Muzeum, po blisko 18 latach, uważam za nieporównany skandal. Jeśli jednak nowa dyrekcja Muzeum Historii Polski zaproponuje kilka zmian, które następnie merytorycznie uzasadni, będę otwarty na dyskusję.