Amerykanie zwykle nie biorą pod uwagę kwestii międzynarodowych, gdy przychodzi do walki o Biały Dom. Tym razem jest jednak inaczej. Na każdym wiecu Donald Trump jest pytany o to, czy wygasi zagraniczne wojny, jeśli zostanie prezydentem. Chodzi w szczególności o Ukrainę i Bliski Wschód.
Tak się dzieje, bo po porażce interwencji w Iraku miliarder zdołał przejąć w 2016 roku kontrolę nad Partią Republikańską, wykorzystując silne tendencje izolacjonistyczne w amerykańskim społeczeństwie. I wciąż na tym gra. Przedstawia Kamalę Harris jako „słabą” liderkę, która nie jest w stanie narzucić woli Ameryki na świecie. Symbolem tej rzekomej „słabości” odchodzącej administracji Joe Bidena były uwłaczające warunki wycofania się Amerykanów z Afganistanu, nawet jeśli decyzja w tej sprawie została podjęta jeszcze za pierwszej kadencji Trumpa.