Sprawa wróciła w środę do Bundestagu, gdzie szef niemieckiego rządu zmuszony był do odpowiedzi na cały pakiet pytań. Bronił swoich argumentów przeciw dostawom tej broni Ukraińcom. Po pierwsze, taurusy o zasięgu 500 km mogą zostać użyte do zaatakowania celów nawet w Moskwie, a to prowadzić może do eskalacji konfliktu w Ukrainie, czego kanclerz pragnie uniknąć. Po drugie, kontrola nad wyborem celów wymagałaby udziału niemieckiego personelu wojskowego na miejscu lub zdalnego z Niemiec. Na to rząd nie zamierza się zgodzić, gdyż oznaczałoby to bezpośredni udział w wojnie.
Taurusy o zasięgu 500 km mogą zostać użyte do zaatakowania celów nawet w Moskwie
– To granica, której nie możemy przekroczyć – powtórzył w środę w Bundestagu. Zdaniem kanclerza ważniejsze od taurusów są dostawy broni dalekiego zasięgu, jak wyrzutnie rakietowe Mars II o zasięgu 80 i więcej kilometrów. Do tej pory Niemcy dostarczyły pięć takich wyrzutni, uczestnicząc w projekcie wspólnie z USA i Wielką Brytanią.
Niemiecka debata na temat pomocy Ukrainie
Środowe wyjaśnienia kanclerza nie za zamykają sprawy. W czwartek odbędzie się kolejna debata na temat pomocy Ukrainie. Po jej zakończeniu będzie głosowany wniosek CDU/CSU z wezwaniem do rządu, by zmienił zdanie w sprawie rakiet oraz rozpoczął szkolenie ukraińskich wojskowych w ich obsłudze.
– Kanclerz jest w trudnej sytuacji, jako że jego partnerzy koalicyjni, a więc Zieloni oraz FDP, nie czynią tajemnicy, iż opowiadają się za dostawą taurusów. Gdyby więc w wyniku głosowania miało się okazać, że deputowani tych ugrupowań wspierają wniosek opozycji, oznaczać by to mogło, że koalicja utraciła większość parlamentarną, co skutkowałoby wnioskami opozycji o wotum zaufania dla rządu – tłumaczy „Rzeczpospolitej” prof. Thomas Poguntke, politolog z Uniwersytetu im. Heinricha Heinego w Düsseldorfie.