To nie jest bilans, którym mógłby się pochwalić odchodzący minister gospodarki. Inflacja w Argentynie przyspieszyła do 140 proc. w skali roku, poniżej progu biedy żyje już 40 proc. mieszkańców republiki. Kurs peso na czarnym rynku spadł do poziomu tysiąc za dolara, bo bank centralny zupełnie się spłukał w (nieudanej) obronie waluty narodowej. A jednak ku zaskoczeniu analityków Sergio Massa zdobył w niedzielę najwięcej (36,7 proc.) głosów i stał się absolutnym faworytem do zdobycia najważniejszej funkcji w państwie 19 listopada.
Przedmieścia Buenos Aires
Na ministra głosowały przede wszystkim ubogie przedmieścia Buenos Aires, jednej z największych metropolii świata, gdzie mieszka co trzeci mieszkaniec kraju. Wsparcia udzielił mu popularny gubernator stolicy Axel Kicillof, który przy tej okazji bez trudu zdobył kolejną kadencję.
Czytaj więcej
Sergio Massa, minister gospodarki Argentyny, wygrał I turę wyborów prezydenckich, zdobywając w niej ok. 36,6 proc. głosów - wskazują wyniki uzyskane po zliczeniu 98 proc. głosów oddanych w wyborach.
Porteños (mieszkańcy Buenos Aires) zawsze byli podstawą peronizmu. Do 1929 roku Argentynę zaliczano do trzech najbogatszych krajów świata, głównie dzięki masowemu eksportowaniu zbóż i mięsa. Wielki kryzys gospodarczy zadał jednak śmiertelny cios swobodzie handlu. Argentyńskie władze też postawiły wtedy na protekcjonizm i budowę rodzimego przemysłu poprzez politykę substytucji importu. Tak zrodziła się ogromna, biedna klasa robotnicza, której nie reprezentowały żadne tradycyjne partie polityczne. Pułkownik Juan Perón dostrzegł w tym swoją szansę na wielką karierę polityczną dzięki współpracy ze związkami zawodowymi. Aresztowany przez juntę wojskową w 1943 roku, został uwolniony na fali wielkich manifestacji dwa lata później. Tak zrodziła się jego żywa do dziś legenda, którą umocniła druga żona Peróna Evita, wielka gwiazda argentyńskiego feminizmu.
Od tej pory Argentyna miała już dziewięciu prezydentów peronistycznych, których zawsze łączyła mieszanka nacjonalizmu, protekcjonizmu i subwencji socjalnych. To stopniowo doprowadziło kraj do bankructwa. Ostatnim z tej długiej dynastii politycznej był kończący swoją kadencję Alberto Fernández. Pod jego okiem dochód na mieszkańca spadł do poziomu Białorusi.