Deklaracja Jarosława Kaczyńskiego o tym, że niemieckie Patrioty powinny trafić na Ukrainę była dla nas zaskoczeniem. Zagadnienie to nie była wcześniej konsultowana z polską dyplomacją. Ale w tej chwili sprawa żyje już własnym życiem, omawiana jest w różnych gremiach – mówi „Rzeczpospolitej” osoba związana z polskim rządem.
- Nie mamy wątpliwości, że słowa Jarosława Kaczyńskiego wynikają z trwającej w Polsce kampanii wyborczej i jego stosunku do Niemiec – mówi „Rz” dyplomata jednego z państw należącego zarówno do NATO jak i do UE. – Ale na Ukrainie trwa wojna i kwestia dozbrajania tego kraju jest wciąż omawiana. Bez względu na to, jakie były intencje polskiego rządu.
Czytaj więcej
Dziennik „Die Welt” ocenił krytycznie działania niemieckiej minister obrony Christine Lambrecht. Pani minister „strzela sobie jednego samobója za drugim” - ocenił Thorsten Jungholt w analizie opublikowanej w sobotę.
Wszystko więc wskazuje na to, że sprawa wciąż jest w grze. Choć w czwartek niemiecka minister obrony narodowej Christine Lambrecht stwierdziła, że trudno byłoby wysłać na Ukrainę systemy Patriot bez uprzednich konsultacji z NATO, ponieważ należące do Niemiec baterie są częścią systemu ochrony przeciwlotniczej sojuszu. Jednak w piątek Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO stwierdził, że to decyzja krajów uzgadniających transfer broni, nie zaś sojuszu.
- Stoltenberg jest najwyższym urzędnikiem NATO, decyzję podejmą jednak politycy – mówi cytowany wcześniej dyplomata. – W przyszłym tygodniu w Bukareszcie odbędzie się spotkanie ministrów spraw zagranicznych NATO, sprawa ta może być tam omawiana. Najwięcej do powiedzenia mają tu oczywiście Amerykanie. Ale jeśli przeciwnych przekazaniu Ukrainie Patriotów będzie kilka krajów, raczej nie będzie podjęta – mówi nasz rozmówca.