Poruszył pan właściwy temat naszej rozmowy, czyli reparacje. Pomijając fakt, że odrzuca pan bilionowe żądanie Polski jako nieistotne, czy – na poziomie ludzkim – nie ma pan zrozumienia dla tego, że Polska podkreśla, że pod wieloma względami czuje się potraktowana niesprawiedliwie, że nie otrzymała wystarczającej rekompensaty za niewyobrażalne cierpienie pod niemiecką okupacją?
Mam dużo zrozumienia dla ludzkiego cierpienia Polaków w czasie II wojny światowej, a także dla sytuacji, w których Polska w tej czy innej kwestii czuje się niesprawiedliwie potraktowana. Ale nie jeśli chodzi o reparacje, bo niesprawiedliwe traktowanie nie miało miejsca. Po pierwsze, istnieją traktaty, które wyjaśniły tę kwestię. A po drugie, Polska otrzymała z terytorium Niemiec ponad 100 tysięcy kilometrów kwadratowych, i to bardzo cennych regionów i dóbr przemysłowych. Gdyby uwzględnić to we wszelkich ocenach szkód, które Polska teraz bez potrzeby wykonuje, to zapewne wyliczenia wyglądałyby zupełnie inaczej. Polska musiałaby wtedy również wziąć pod uwagę fakt, że ponad dziewięć milionów ludzi zostało wypędzonych ze swojej ojczyzny. Osoby te często musiały pozostawić cały swój dobytek gromadzony przez pokolenia, począwszy od ziemi i własności prywatnej, po fabryki i Polska musiałaby to uwzględnić w takim wyliczeniu. To, czego w żadnym wypadku robić nie można, to równoważyć uzyskane niemieckie tereny ze stratami terytorialnymi na wschodzie Polski. Polskie ziemie wschodnie trafiły do ówczesnego Związku Sowieckiego i obecnie znajdują się na Białorusi, Litwie i w Ukrainie. Niemcy nie mają z tym nic wspólnego. Nie słyszę nic o podobnych polskich żądaniach odszkodowań. I to milczenie po raz kolejny przemawia za polityczną instrumentalizacją stosunków polsko-niemieckich w kampanii wyborczej. W moim głębokim przekonaniu takie żądania i wyliczenia nie pasują do wizerunku i celu naszej nowoczesnej i wolnej Europy, która jest generalnie pokojowa.
Dla polskich uszu to, co pan mówi, brzmi dziwnie. Chodzi o to, że przecież jedni byli sprawcami, a drudzy ofiarami i że sprawcy tym samym przyjmują niejako rolę ofiary.
To absolutnie nie jest prawda! Tak argumentować może tylko ten, kto wierzy w winę zbiorową. Jako prawnik wiem jednak i każdy rozsądny człowiek to zrozumie: pytanie „sprawca czy ofiara” lub „wina czy niewinność” zależy od konkretnego zdarzenia i zawsze musi być rozpatrzone indywidualnie. Narodowosocjalistyczna Rzesza Niemiecka ponosiła ogromną winę wobec Polski. Niemcy do dziś do tej winy się poczuwają, jak również uznają odpowiedzialność wynikającą z II wojny światowej.Jest to słuszne i ważne dla kształtowania naszej przyszłości w Europie. Ale oczywiście Niemcy też stali się ofiarami: wypędzenie niemieckiej ludności cywilnej, ale także jej internowanie, praca przymusowa i przemoc wobec niej były niesprawiedliwością. Większość poszkodowanych to byli dzieci, kobiety i starcy, którzy z pewnością nie stali się sprawcami w czasie wojny. I Polska też ściągnęła tu na siebie winę. Szkoda, że tzw. rola sprawca – ofiara jest zawsze instrumentalizowana historycznie, gdy brakuje woli zmierzenia się z ciemnymi cieniami własnej historii. Ale podkreślę raz jeszcze: w ciągu ponad siedmiu dekad od straszliwej wojny i ponad trzech dekad od upadku żelaznej kurtyny wspólnie zbudowaliśmy w Europie generalnie stabilne stosunki sąsiedzkie oparte na partnerstwie. To jest wielkie szczęście. Żądania reparacji są nieodpowiedzialne, ponieważ działają na korzyść ekstremistów. A gdy do władzy dochodzą ekstremiści, zagrożony może być ostatecznie europejski pokojowy porządek. Tragiczna wojna napastnicza Rosji w Ukrainie jest konsekwencją ekstremistycznego nacjonalizmu.
Ale jest jeszcze jeden aspekt kwestii reparacji: Byłem bardzo zaskoczony, że sekretarz stanu Szymon Szynkowski vel Sęk jako przedstawiciel polskiego rządu zakwestionował wiążące Polskę stanowiska podjęte przez rząd Bieruta.
Pewnie nawiązuje pan do tego cytatu:„Powoływanie się niemieckiego MSZ na obarczone wadami prawnymi oświadczenie totalitarnego, stalinowskiego rządu Bieruta z 1953 r. i mówienie, że stanowi ono fundament obowiązującego porządku europejskiego, jest zawstydzające” – ocenił Szymon Szynkowski vel Sęk.