Jest pan uważany za człowieka, dzięki któremu rozpoczęły się demokratyczne przemiany w Związku Radzieckim i w Europie Wschodniej. Dziś coraz więcej ekspertów, a nawet Komisja Europejska, obawia się, że prezydent Władimir Putin dąży do odtworzenia rządów autorytarnych w Rosji. Czy pana dzieło nie jest zagrożone?
To pytanie często słyszę, ostatnio w Stanach Zjednoczonych. Nawet nasi słowiańscy sąsiedzi, Polacy, nie rozumieją tego, co się u nas dzieje. Wydają proste oceny. Jednak ja znam sytuację w Rosji i wiem, że tam wszystko jest bardzo złożone. Pieriestrojkę zastąpiono nową strategią, nazwaną wzorem Polski szokową. Chciano wszystko zrobić naraz. Przekształcić w trzy, cztery lata Rosję w najbardziej szczęśliwy kraj świata. Rozbito Związek, uznając, że Rosji będzie łatwiej przeprowadzać reformy bez pozostałych republik radzieckich. Strategię stopniowych, ewolucyjnych, powolnych przemian rozłożonych na 30–50 lat zamieniono w jednorazowe uderzenie. A co to jest Rosja? To wieki pod rządami Tatarów, wieki pod rządami carów, 70 lat komunistycznej władzy. Wszystko to odbiło się na charakterze narodu, na wielu pokoleniach. Z takim dziedzictwem chciano stworzyć za jednym pociągnięciem modelową demokrację. To nie było poważne. Dlatego powiedziałem Amerykanom: „Chcecie, aby demokracja była u nas taka jak u was. A my byśmy chcieli, aby ona była lepsza. Bo u was także jest wiele problemów”. Powiedziałem im: „Przeceniliście nas. To prawda, mamy wielu utalentowanych ludzi. Ale nie aż tak wielu, jak sądzicie. Wy budowaliście swoją demokrację 200 lat, a chcecie, abyśmy taką demokrację zbudowali w 200 dni!”. Takie jest życie: nie można tylko mieć prawa do demokracji, do poszanowania człowieka. Trzeba też nauczyć się z tego korzystać.