Nowa rzeczywistość
Taki wynik wyborów tworzy całkowicie nową sytuację. Nie ma mowy o kohabitacji, czyli sytuacji, w której parlament jest w stanie wybrać premiera z innej opcji politycznej niż prezydent, jak już było trzykrotnie w historii V Republiki. Z tego punktu widzenia mianowany przez prezydenta premier może więc nadal sprawować władzę. Rzecz w tym, że nie dysponując większością parlamentarną, ma związane ręce w realizacji programu szefa państwa.
– Sytuacja jest bezprecedensowa. Stanowi zagrożenie dla naszego kraju w obliczu wyzwań, z jakimi musimy się zmierzyć zarówno na szczeblu krajowym, jak i międzynarodowym – oceniła wyniki wyborów premier Élisabeth Borne. Skazana będzie na szukanie głosów wśród posłów z innych ugrupowań niż Razem, starając się uzyskać poparcie dla każdego z projektów ustaw.
Naturalnym sojusznikiem w wielu ważnych sprawach, jak np. proponowanego przez prezydenta podniesienia wieku emerytalnego o dwa lata (do 64), są dla obozu prezydenckiego Republikanie. Są jednak podzieleni i mało prawdopodobne, aby zdecydowali się na jakąś formalną koalicję z ugrupowaniem Macrona. Rząd będzie mógł też szukać wsparcia ugrupowań socjalistów czy ekologów wchodzących w skład NUPES, a nawet ugrupowania Marine Le Pen w sprawie np. wzmocnienia sił policyjnych i zwiększenia bezpieczeństwa. Pozostaje jeszcze drobnica polityczna w liczbie kilkudziesięciu deputowanych.
Ale taki sposób rządzenia jest sprzeczny z francuską tradycją parlamentarną, grozi wotum nieufności dla rządu w każdym momencie i byłby absolutną nowością na francuskiej scenie politycznej. Alternatywą byłyby nowe wybory z inicjatywy prezydenta, ale nie ma najmniejszej gwarancji, że mogłyby poprawić stan jego posiadania. Wręcz przeciwnie.
Osłabiony, ale nie zatopiony
Wprawdzie podobna sytuacja miała już miejsce pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, kiedy premier Michel Rocard z obozu socjalistów prezydenta Mitterranda skazany był na współpracę z ugrupowaniem centrystów, ale wtedy chodziło o kilka głosów z ugrupowania, którego program był dość bliski socjalistom. Nie trwało to długo.
– Nie dysponując odpowiednią większością, prezydent Macron został mocno osłabiony politycznie zarówno w kraju, jak i na arenie europejskiej. Zwłaszcza w sytuacji, gdy Komisja Europejska oczekiwała, iż w wyniku proponowanych przez prezydenta reform Francja zdoła zmniejszyć deficyt budżetowy. Reformy te stoją obecnie pod znakiem zapytania – mówi „Rzeczpospolitej” Henri Malosse z think tanku Association Jean Monnet.