Czas wojny spowodował zauważalny wzrost mobilizacji społecznej i niewielki wzrost poparcia dla obozu władzy. Mimo tego PiS nawet w koalicji z Konfederacją nie miałby szans na objęcie władzy, gdyby wybory odbywały się w minioną niedzielę.
W porównaniu z poprzednim badaniem IBRiS, przeprowadzonym w dniach 4–6 lutego, czyli jeszcze przed agresją Putina na Ukrainę, wzrósł deklarowany poziom uczestnictwa w wyborach – z 54,1 proc. w lutym – do 59,6 proc. na początku kwietnia. Wyraźnie zmniejszyła się grupa osób niezdecydowanych w tej kwestii: dwa miesiące temu prawie 12 proc. badanych deklarowało, że nie wie, czy odwiedzi lokal wyborczy, obecnie – tylko 4 proc. się waha.
Po chwilowym wzroście notowań PiS, widocznym w wielu sondażach, co mogło wynikać ze wskazywanego przez ekspertów „efektu flagi”, czyli gromadzenia się wokół władzy, notowania partyjne powracają do poprzednich proporcji. PiS notuje poparcie 32,9, czyli o 1,8 pp. wyższe niż dwa miesiące temu. PO traci 1,6 pp., czyli otrzymuje poparcie 25,1 proc.
Mniejsze ugrupowania też plasują się tam, gdzie były przed wojną: PSL traci minimalnie i otrzymuje 5 proc, Lewica zyskuje 0,5 i notuje wynik 7,1, Polska 2050 traci 2,1 pp. i spada do poziomu 9 proc. Traci też Konfederacja z poparciem 6,3 proc. Wszystko to są wahania nieprzekraczające granicy błędu statystycznego. Czy naprawdę wojna w Ukrainie nie wpływa na polityczne preferencje Polaków?