Marine Le Pen może wygrać wybory we Francji

Można mówić, co się chce, ale Ukraina należy do rosyjskiej strefy wpływów – mówiła w grudniu „Rzeczpospolitej” Marine Le Pen. Teraz może wygrać wybory prezydenckie.

Publikacja: 03.04.2022 20:56

Notowania Marine Le Pen nagle wzrosły

Notowania Marine Le Pen nagle wzrosły

Foto: AFP

Emmanuel Macron pozostaje faworytem walki o Pałac Elizejski. Jednak na ostatniej prostej przed głosowaniem 10 i 24 kwietnia jego przewaga nad liderką skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (ZN) niebezpiecznie się zawęża.

Zdaniem czołowego instytutu badania opinii publicznej Ifop w ostatecznej rozgrywce dostałaby 47 proc. głosów wobec 53 proc. dla urzędującego prezydenta. Ipsos uważa, że stanie na 46 do 54 proc. W obu przypadkach to ogromny skok w stosunku do 33,9 proc., jakie Le Pen zebrała w poprzednich wyborach w maju 2017 r.

Czytaj więcej

Roman Kuźniar: Po co Macron wciąż rozmawia z Putinem

Prezydent bogatych

– Wojna na Ukrainie nie wchodzi w skład dwóch–trzech tematów, które rozstrzygną o wyniku głosowania. Dla Francuzów to kraj, który leży bardzo daleko – mówi „Rz” Thomas Pellerin-Carlin z paryskiego Instytutu Delorsa. – Nad Sekwaną instynktownie czuje się sympatię do Rosji jako wielkiego kraju, a więc takiego, którym chce być i Francja. Francuzi widzą też podświadomie w Putinie współczesnego Napoleona, postać, którą powszechnie darzą szacunkiem. No i są wieki francusko-rosyjskiej współpracy – dodaje.

Sondaże dają Macronowi zasadniczą przewagę w pierwszej turze wyborów: może liczyć na 28 proc. głosów. To wyraźnie więcej niż Le Pen (21 proc.). Pozostali kandydaci mają marną szansę na dostanie się do drugiej tury. Ale i w tym zestawieniu znajdziemy na czołowych miejscach tych polityków, którzy przez lata wyrażali sympatię do Rosji. To lider radykalnej, lewicowej Francji Niepokornej Jean-Luc Melenchon, który może liczyć na 15 proc. poparcia, oraz skrajnie prawicowy publicysta Eric Zemmour, któremu sondaże dają 10,5 proc. Dopiero piątym miejscem musi się zadowolić kandydatka umiarkowanej prawicy (Republikanie) Valerie Pecresse – ma 9,5 proc.

Skąd skok aż 12–13 pkt proc. w poparciu dla Le Pen w stosunku do wyniku z drugiej tury 2017 r.? Niewielu było wówczas takich, co głosowali na liderkę ZN, aby zablokować Macrona. Teraz, kiedy obecny prezydent jest utożsamiony z establishmentem i stracił obraz odnowiciela życia publicznego, sporo ma taki zamiar. Ifop wskazuje, że od 1/4 do 1/3 Francuzów wciąż nie zdecydowało, na kogo oddać głos.

Dla starającego się o reelekcję polityka groźna będzie też niska frekwencja. Oznaczałaby, że wielu wyborców o lewicowych poglądach nie chce poprzeć tego, którego uważa za „prezydenta bogatych”. Ich zdaniem świadczy o tym szereg symbolicznych inicjatyw Macrona jak zniesienie podatku od wielkich fortun, a ostatnio sięganie po usługi drogich firm konsultingowych jak McKensey.

– Wielu Francuzów, głosując na Le Pen, chce dać wyraz frustracji z powodu polityki obecnego prezydenta. Tym bardziej że szefowa ZN rozwinęła pewne zręby programu socjalnego, które przyciągają do niej gorzej sytuowanych wyborców – wskazuje Pellerin-Carlin.

Ekspert Instytutu Delorsa podkreśla natomiast, że kłopoty, przez jakie przechodzi w tej chwili francuska gospodarka, jak wysoka inflacja, rekordowe ceny nośników energii, bezrobocie czy załamanie tempa wzrostu gospodarczego nie są w powszechnej opinii przypisywane Macronowi. Francuzi mają świadomość, że to efekt wojny na Ukrainie.

Gafa Macrona

Wiatrem w żagle dla Le Pen jest też kwestia imigracji. Przyczynił się do tego sam Macron, który nie sprzeciwiał się, gdy minister edukacji Jean-Michel Blanquer systematycznie zarzucał uniwersytetom, że zostały opanowane przez „islamo-lewicowość”.

– To równie absurdalny koncept, jak żydo-bolszewizm. Ale z braku reakcji Pałacu Elizejskiego zyskał wiarygodność, przez co Le Pen może z powodzeniem do niego sięgać – mówi Pellerin-Carlin.

Nie tylko on. Wzięcie we Francji uzyskała też teoria „wielkiego zastąpienia” – ludności rodzimej przez imigrantów. Wizja wywodząca się ze środowisk skrajnej prawicy została z kolei zaaprobowana przez Valerie Pecresse.

Na tym tle Le Pen może być uznana za polityka wręcz umiarkowanego. Tym bardziej że wykreśliła ze swojego programu najbardziej drastyczne elementy, jak wyprowadzenie kraju ze strefy euro czy z samej Unii Europejskiej.

Wreszcie nie bez znaczenia jest telewizja magnata medialnego Vincenta Bolloré C-News sącząca Francuzom treści, których nie powstydziłby się Donald Trump.

Sam Macron, systematycznie dzwoniąc do Putina, a ostatnio protestując, gdy Joe Biden domagał się w Warszawie odsunięcia dyktatora, też przyczynił się do darowania przez Francuzów Le Pen flirtu z Kremlem. Ale na ostatniej prostej to, co może dobić prezydenta, to nieopatrzna wypowiedź jak ta na jednym z dworców Francji, gdzie mówił, że to takie miejsce, gdzie spotykają się „ci, co do czegoś doszli, i ci, co są nikim”. Niewątpliwie błyskotliwy i wykształcony przywódca sam nie miał dzieci – jedno z największych wyzwań, jakie niesie życie.

Polityka
Hołownia o rekonstrukcji rządu. „Tusk jest premierem, bo tak zdecydowali koalicjanci”
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Polityka
Kosiniak-Kamysz: Polska wydaje tyle na wojsko, by utrzymać dobre relacje z USA
Polityka
Szejna komentuje słowa Trumpa: Nie można decydować o Palestynie bez Palestyńczyków
Polityka
Andrzej Duda nie wierzy w zwycięstwo Karola Nawrockiego
Polityka
Marek Migalski: Pogłoski o śmierci Szymona Hołowni są mocno przesadzone