„Kierownictwo urzędu nie posiadało efektywnych narzędzi do oceny zdolności instytucjonalnej jednostki, a podejmowane działania nie stanowiły skutecznego wsparcia do zarządzania potrzebami URE" – to fragment wystąpienia po kontroli, którą kancelaria premiera przeprowadziła w Urzędzie Regulacji Energetyki. Prezesem tej instytucji jest od 2019 roku Rafał Gawin, powołany przez premiera Mateusza Morawieckiego, a jej decyzje mają wpływ na portfele wszystkich Polaków.
URE jest regulatorem rynków energii, czyli m.in. gazu, paliw, energii elektrycznej i ciepła, na których często tworzą się naturalne monopole. – Mówimy o infrastrukturze, która generuje setki miliardów złotych przychodów rocznie. URE reguluje te podsektory, wydaje koncesje i zatwierdza taryfy, by zbalansować interesy firm energetycznych i konsumentów – wyjaśnia Bartłomiej Derski z portalu WysokieNapiecie.pl.
Czytaj więcej
Rząd chce pokazać, że radzi sobie z pandemią, inflacją, kryzysem przygranicznym i własnymi problemami. Ognisk zapalnych przybywa, a władza próbuje obarczyć za nie winą opozycję.
To, jak wygląda zarządzanie URE, kancelaria premiera sprawdziła w ramach kontroli planowej. Była poświęcona niektórym aspektom funkcjonowania urzędu w latach 2018–2020, a konkretnie strukturze organizacyjnej, zasobom ludzkim i umowom cywilnoprawnym. I we wszystkich tych obszarach stwierdzono błędy, które zawarto na ponad 30 stronach wystąpienia, podpisanego przez szefa KPRM Michała Dworczyka.
Złe planowanie
Pisze on m.in., że URE uzgadniał swój budżet z Ministerstwem Finansów, nie poprzedzając tego szczegółowymi i udokumentowanymi analizami wydatków. „URE nie posiadał także kompleksowych informacji, o ile należy zwiększyć zatrudnienie w poszczególnych komórkach organizacyjnych w celu efektywnej realizacji zadań" – podkreśla Dworczyk.