Gdy 4 czerwca Giuseppe Conte zakończył przedstawiać w Senacie program pierwszego od II wojny światowej populistycznego włoskiego rządu, obrócił się w prawo i serdecznie uścisnął dłoń Mattea Salviniego, przywódcy Ligi. Dopiero po chwili, z wyraźnie mniejszym entuzjazmem, nowy premier skierował się w drugą stronę, ku Luigiemu Di Maio, liderowi Ruchu Pięciu Gwiazd (M5S). Miliony telewidzów śledzących tę scenę nie miały wątpliwości, kto od tej pory będzie trzymał rzeczywistą władzę w Rzymie. Oto znowu, jak tyle razy w 160-letniej historii włoskiego państwa, północ stała się ważniejsza od południa i będzie mu narzucać swoją wolę. Głęboki podział cywilizacyjny, który jest najważniejszym powodem paraliżu Włoch, znów nie zostanie przełamany.
Arytmetyka wyborcza zdawała się mówić inaczej. Rząd Contego opiera się przecież przede wszystkim na wywodzącym się z południa Italii ruchu M5S, który zdobył na początku marca prawie 33 proc. głosów, niemal dwa razy więcej niż Liga, która ma swoją bazę w Turynie, Mediolanie i Wenecji. Jednak od wyborów to notowania ugrupowania Salviniego poszybowały w sondażach i ocierają się już o 30 proc.
– Wiele tłumaczy różnica osobowości obu liderów. 33-letni Di Maio został „stworzony" przez założyciela M5S Beppe Grilla, to ułożony chłopak, który miał zostać twarzą budzącego u wielu strach ugrupowania – mówi „Plusowi Minusowi" Eleonora Poli, ekspert Instytutu Spraw Międzynarodowych IAI w Rzymie. – Salvini to co innego. Jeszcze w wyborach parlamentarnych w 2013 r. Liga Północna (tak się wówczas nazywało to ugrupowanie – red.) występowała jako regionalna partia dążąca do oddzielenia północnej części Włoch i zdobyła 1,4 mln głosów. W marcu tego roku głosowało na nią już prawie cztery razy więcej wyborców, bo Matteo Salvini zdołał przekształcić ją w siłę ogólnonarodową. A od wyborów odchodzą do niego ci, którzy tradycyjnie wspierali Forza Italia Silvia Berlusconiego. Uważają, że na prawicy to Salvini jest teraz człowiekiem przyszłości – tłumaczy Poli.
Tej zmianie układu sił na włoskiej scenie politycznej Europa przygląda się z najwyższą uwagą. A także z mieszanką przerażenia i ulgi. Obie partie są bowiem bardzo różne, i to, która z nich będzie górą, rozstrzygnie o kierunku rozwoju trzeciego najważniejszego kraju Wspólnoty.
Bazą M5S są biedni mieszkańcy Kalabrii czy Kampanii, często bezrobotni. Dlatego Di Maio chce przede wszystkim rozbudowy opieki socjalnej państwa, ustanowienia systemu wsparcia dla bezrobotnych (780 euro miesięcznie). Liga reprezentuje natomiast głównie burżuazję Mediolanu i Turynu, przedsiębiorców, którzy chcą wyzwolić się od obciążeń na rzecz państwa, aby skutecznie konkurować z sąsiednią Francją, Austrią i Niemcami. Stąd pomysł Salviniego na podatek liniowy. – Ale połączenie cięć dochodów państwa i rozbudowy jego wydatków doprowadzi do rozsadzenia budżetu, eksplozji jego długu. Lepiej więc zdecydować się albo na jedno, albo na drugie – mówi w rozmowie z „Plusem Minusem" Matteo Ville, ekspert mediolańskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych ISPI.