Arnstadt, 30-tysięczna miejscowość niedaleko Erfurtu w Turyngii, zbuntowało się wcześniej niż wiele dużych miast w NRD. Bohaterów małej rewolucji w Arnstadt odwiedziłem dziesięć i dwadzieścia lat po wydarzeniach z jesieni 1989 roku. W 2019 roku pojawiłem się tam po raz trzeci.
Ten, który zrobił największą karierę polityczną i był przez trzy kadencje burmistrzem, nie dał się już namówić na rozmowę. Stwierdził przez telefon, że nie ma nic do opowiedzenia. Może obawia się pytań o mocno prawicowe sympatie, które wykazywał, zanim stało się to masowe w dawnej NRD (teraz Alternatywa dla Niemiec ma na wschodzie poparcie jednej czwartej wyborców). Główny dysydent z tamtych czasów, teraz chory na raka, krytykuje sposób, w jaki potraktowano wschodnich Niemców po zjednoczeniu: „nie dbano o nich, lecz o interes zachodnich koncernów". Podobnie mówił przed dwudziestu i dziesięciu laty.