Szumowiny, oprychy, jeden lord i gangsterzy

W jednej z pierwszych scen „Dżentelmenów" główny bohater wchodzi do baru i zamawia pintę piwa z marynowanym jajkiem. Kiedy zasiada przy swoim ulubionym stoliku, pada strzał i krew zalewa blat. Widz nie ma już wtedy wątpliwości, co go czeka – spotkanie ze starym, dobrym Guyem Ritchiem, twórcą „Porachunków", „Przekrętu" oraz „Revolveru".

Publikacja: 14.02.2020 17:00

Szumowiny, oprychy, jeden lord i gangsterzy

Foto: materiały prasowe

Ritchie sporo w życiu osiągnął. Z gońca pracującego w dużym studiu filmowym przepoczwarzył się w jednego z najbardziej wyrazistych współczesnych twórców kina sensacyjnego. W aktorów zamienił nurka olimpijskiego Jasona Stathama i defensywnego pomocnika Chelsea Londyn Vinniego Jonesa. Przez osiem lat był mężem Madonny, w ramach hobby nauczył się języka hebrajskiego, kręcił nagradzane reklamówki i klipy muzyczne. W swoich pierwszych filmach wypracował też charakterystyczny styl, któremu wierny jest do dziś. Stawiał w nich na dialogi pełne czarnego humoru i brytyjskich przekleństw wypowiadanych z charakterystycznym akcentem oraz na dynamicznie zmontowane zdjęcia czy zabawę z formą. Szedł pod prąd tego, co oferowało współczesne kino, a przy tym nie próbował poddańczo naśladować Tarantino. Owszem, cytował klasykę, ale parafrazując ją, puszczał oko do widza. A właśnie takie zabawy na poziomie metafilmowym miłośnicy X muzy kochają najbardziej.




Po nakręceniu „Rock'n'Rolli" Ritchie porzucił londyński półświatek, o którym lubił opowiadać, i wyruszył na podbój Hollywood. Przez moment wydawało się, że mu się powiedzie. Dwie części „Sherlocka Holmesa" przyniosły ponad miliard dolarów kinowych wpływów i spodobały się krytykom. Potem jednak nie było już tak dobrze. Kolejne projekty – „Kryptonim U.N.C.L.E." i „Król Artur: Legenda miecza" – okazały się finansowymi klapami, zaś na potrzeby disnejowskiego „Aladyna" Ritchie zrezygnował ze swojego stylu. Potraktował tamto wyzwanie jak robotę na zlecenie.

„Dżentelmeni" to dla niego powrót do korzeni – do londyńskich gangsterów uwielbiających paplać bez końca i zaliczających jedną absurdalną wpadkę za drugą. Jeden z nich, Mickey (Matthew McConaughey), przez lata zaopatrywał miasto w dobrej jakości marihuanę. Teraz szykuje się do przejścia na emeryturę i planuje sprzedać swój biznes. Co najmniej kilku oprychów zamierza wykorzystać tę okazję i zająć jego miejsce albo przynajmniej na tym zarobić. Wśród nich wyróżnia się dziennikarz śledczy Fletcher (Hugh Grant w nietypowej dla siebie roli szumowiny), który zgromadził masę kompromitujących go materiałów i zgodzi się je zniszczyć za 20 mln dolarów.

To właśnie z ust Fletchera poznajemy całą tę historię. Mężczyzna pojawia się u prawej ręki gangstera, niejakiego Raya (Charlie Hunnam), i zaczyna opowiadać swoją wersję wydarzeń. Nie wszystko oczywiście wie, niektórych rzeczy się domyśla, inne ubarwia z myślą o przygotowywanym przez siebie scenariuszu filmowym. Pozwala to Ritchiemu zaszaleć – w kilku momentach dosłownie pójść na całość. Stąd właśnie biorą się absurdalne sceny przemocy, przestylizowane dialogi, przeskoki fabularne i zwroty akcji, które wyraźnie zaintrygowany Ray musi niekiedy odkręcać.

Mickey i Ray to jednak za mało. Reżyser komplikuje opowieść, zaludniając ekran wieloma postaciami pobocznymi o rozbudowanych historiach i motywacjach. Pojawiają się tu żydowscy i azjatyccy gangsterzy, autentyczny lord z uzależnioną od heroiny córką, trener bokserski opiekujący się bandą uliczników czy też pechowy syn rosyjskiego mafiosa. Ich losy przeplatają się wzajemnie i zgrabnie łączą w całość ku satysfakcji widza.

Cóż, są takie zespoły rockowe jak AC/DC czy ZZ Top, które przez całą swoją karierę grają tak samo. Guy Ritchie jest ich odpowiednikiem w świecie filmowym. Dlatego „Dżentelmeni" nikogo nie zaskoczą. A już na pewno nie fanów „Porachunków" czy „Przekrętu". Czy to źle? Nie. Mam wrażenie, że właśnie takiego filmu oczekiwali. 

—Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl

Plus Minus
Artysta wśród kwitnących żonkili
Plus Minus
Dziady pisane krwią
Plus Minus
„Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice”: Skandynawskie historie rodzinne
Plus Minus
„PGA Tour 2K25”: Trafić do dołka, nie wychodząc z domu
Plus Minus
„Niespokojne pokolenie”: Dzieciństwo z telefonem