Święty Bartłomiej Apostoł nie wygląda na umęczonego, raczej na znużonego, kiedy uchyla lekko głowę ku swojemu lewemu ramieniu. Twarz z przymkniętymi oczami jest mimo wszystko spokojna, co kontrastuje z resztą sceny. Oprawcy zdążyli już bowiem obedrzeć ze skóry prawą część ciała apostoła, który wciąż stoi, zapewne tylko dzięki temu, że przywiązano go do słupa kaźni. Pracowicie zdzierający skórę poganin trzyma w ustach rzeźnicki nóż, który służy mu do nacinania skóry świętego. Wokół jest jeszcze kilka postaci, a u stóp męczennika stoi pies, który – dokładnie tego nie widzimy – zapewne zlizuje z ziemi skapującą obficie krew.
Obraz jest ogromny, jego dłuższy bok ma kilka metrów. To jedna z części monumentalnego cyklu ukazującego męczeństwo apostołów, namalowanego przez Michaela Willmanna dla cysterskiego klasztoru w Lubiążu. Willmanna nie bez powodu nazywa się „śląskim Rembrandtem" – choć, mówiąc szczerze, jego dziełom do geniuszu holenderskiego mistrza trochę brakuje.
Willmann obrazy Rembrandta znał i czerpał z nich inspirację – urodził się 24 lata później od Holendra, w 1630 roku w Królewcu, a w poszukiwaniu malarskich wzorców zawędrował i do Holandii, choć nie stać go było na studiowanie u najwybitniejszych. Miał wtedy około 20 lat, Rembrandt zaś wciąż żył i tworzył, choć najlepszy dla siebie życiowo i finansowo okres miał już za sobą.
Ozdrowieńczy szok
Spokojną przystań znalazł Willmann w dolnośląskim Lubiążu, gdzie cysterskie opactwo stało się jego głównym mecenasem i zleceniodawcą. Zaowocowało to zresztą nawróceniem malarza, z urodzenia protestanta, na katolicyzm, a jego dzieła były ważnym narzędziem kontrreformacyjnej propagandy w regionie. Taką rolę miał również pełnić monumentalny cykl o męczeństwie apostołów. Ten właśnie cykl został teraz po raz pierwszy od wielu lat pokazany publicznie – we wrocławskim Pawilonie Czterech Kopuł w ramach wielkiej wystawy monograficznej dolnośląskiego mistrza. Jest jeszcze szansa ją obejrzeć, bo trwa do 26 kwietnia. A naprawdę warto.
Warto to zrobić również po to, by przeżyć ozdrowieńczy szok. Nie dlatego, że zwłaszcza cykl męczeński pokazuje w werystyczny sposób okrucieństwa, jakim byli poddawani towarzysze Chrystusa: oto św. Andrzej, rozpięty na swoim krzyżu w kształcie litery X, św. Wawrzyniec bezlitośnie przypiekany na ruszcie, św. Jan Ewangelista w kotle z gotującym się olejem (on akurat tę kaźń przeżył), powieszony głową w dół św. Szymon Apostoł, przeżynany piłą, a już poza tym cyklem choćby św. Apolonia, do której uduchowionej twarzy oprawca przysuwa potężne obcęgi, którymi za moment zacznie wyrywać jej zęby.