Rok temu Donald Tusk został premierem. Jak zmienił się w ciągu tego roku? Przyjrzyjmy się kolejnym wcieleniom lidera PO z mijającego roku.
Pierwsze wzięło swoją nazwę od pamiętnych słów wypowiedzianych w noc wyborczego zwycięstwa: „W życiu tak naprawdę nie jest najważniejsza władza, tylko miłość”. Tusk przypominał wtedy o „obowiązku pojednania” i chwalił Polaków, że wybrali budowanie bez konfliktów, bez agresji, w atmosferze wzajemnego zrozumienia. Niedługo potem w exposé sejmowym nowy premier kładł nacisk na zaufanie jako podstawową zasadę działania swojego gabinetu.
Dziś po roku politycznej wojny te słowa można przyjąć jedynie ze smutnym uśmiechem. Z kreowania ataków na politycznych przeciwników stworzono w Platformie specjalny przemysł. Tacy politycy jak Janusz Palikot stali się etatowymi prowokatorami przekraczającymi kolejne granice w znieważaniu politycznych rywali. Dziś już nikt nie pyta o jakiekolwiek sankcje partyjne wobec Palikota. Wszyscy zrozumieli, że rzekomy Stańczyk z Lublina wykonuje po prostu swoje obowiązki w machinie propagandowej PO.
Co więcej, politycy Platformy deklarują, że Tusk się tylko broni, że Platforma zmuszona jest używać mocnego języka z powodu zakusów prezydenta czy fraz Jarosława Kaczyńskiego o PO jako sile dezintegrującej Polskę.
Gdy rok temu Polacy słyszeli deklarację, że miłość jest najważniejsza, mogli wierzyć, że nastąpił koniec odreagowywania przez Tuska szoku po podwójnej klęsce z 2005 roku, że rozbuchany konflikt tzw. obozu IV RP z opozycją i liberalną inteligencją ma szanse powrócić do cywilizowanych norm. Z perspektywy roku widać, że ta spirala nienawiści rozwija się nadal, a Tusk nie może być już uważany za człowieka, który nie autoryzuje kolejnych planów medialnych zaczepek czy politycznych afrontów. Problem w tym, że lider PO sam zaczyna tracić miarę w przekraczaniu kolejnych granic dobrych politycznych obyczajów, gdyż wie, że większość mediów staje zazwyczaj po jego stronie. W rezultacie nie ma komu poskramiać spin doktorów PO.
Czy PiS w ciągu ostatniego roku nie odpowiadał pięknym za nadobne? Oczywiście tak, ale tym razem w odróżnieniu od rządów Jarosława Kaczyńskiego inicjatywa znalazła się po stronie Platformy. Ci, którzy myśleli, że Tusk zaciśnie zęby i jakoś przetrzyma lata współrządzenia z Lechem Kaczyńskim, nie docenili niedobrego uroku korzystania z konfliktu jako elementu zdobywania punktów w oczach opinii publicznej. A kapitał nienawiści ma to do siebie, że odkłada się jak zabójczy cholesterol. Na długie lata zatruje relacje w obozie prawicy, czym nie martwi się ani obóz komentatorów liberalnych, ani lewica czekająca na powrót do dawnej świetności.