Plaza de Mayo to najbardziej reprezentacyjne miejsce w Buenos Aires. Przy placu tym mieści się m.in. Casa Rosada, siedziba argentyńskiej prezydent, a także Katedra Metropolitalna, w której do niedawna posługę sprawował kard. Jorge Bergoglio. W południe 25 maja, w dniu argentyńskiego święta narodowego, na placu dopiero zbierał się różnokolorowy tłum, który czekał na wieczorne przemówienie pani prezydent i mający nastąpić po nim spektakularny pokaz sztucznych ogni.
Ale choć plac nie jest ogromny – jak na tak wielkie miasto ma wręcz kameralne rozmiary – 25 maja nie tak łatwo było znaleźć na nim słynną katedrę. Po chwili kręcenia się w kółko poddaję się i proszę o pomoc przechodnia. – Proszę spojrzeć na wprost – przechodzień uprzejmie uśmiecha się wskazując coś, co na pierwszy rzut oka wygląda jak wystawa plakatów politycznych.
Zwolennicy obecnej prezydent wykorzystali rusztowanie ustawione na czas renowacji świątyni jako ramę, na której rozwiesili swoje hasła. Pośród wielu plakatów wyrażających uwielbienie dla kirchneryzmu, widać m.in. taki, na którym Néstor Kirchner, zmarły w 2010 roku mąż obecnej prezydent, stoi w towarzystwie swojego rodaka Che Guevary oraz byłego wenezuelskiego prezydenta Hugo Cháveza. Obrazkowi towarzyszy nieśmiertelne hasło argentyńskiego rewolucjonisty: „Hasta la victoria siempre" („Do zwycięstwa aż po kres"). Inny banner wywieszony na samym środku katedry krzyczy: „dziękujemy za te 10 lat szczęścia!". W ten sposób sympatycy małżeństwa Kirchnerów wyrażali swoją radość świętując 25 maja 10 lat, odkąd Néstor Kirchner objął prezydenturę. W 2007 roku zamiast ubiegać się o drugą kadencję, „odstąpił" on najwyższy urząd w państwie swojej małżonce, która rządzi krajem do dziś.
Jak to możliwe, że katedra posłużyła za polityczny billboard? – Zwolennicy prezydent wcześnie rano weszli na rusztowanie, rozwiesili hasła i księża potem nic już z tym nie mogli zrobić – wyjaśnia policjant pilnujący porządku na Plaza de Mayo. Wielu przechodniów zatrzymuje się i z niedowierzaniem przygląda temu niezwykłemu widokowi. W ten sposób Argentyńczycy dostali kolejny dowód na to, jak bardzo antyklerykalnie nastawione jest środowisko polityczne 60-letniej Cristiny Fernández de Kirchner, znanej również w Argentynie jako CFK.
Cena na cenie
Feta kirchnerystów zgromadzonych tego dnia na placu nie mogła jednak przebiegać w atmosferze pełnego triumfu. Dekadę od rozpoczęcia rządów kirchneryzm przeżywa bowiem najgłębszy kryzys w swojej historii. Ostatnie sondaże pokazują, że wraz ze stygnącym rozwojem gospodarczym wyraźnie opada entuzjazm Argentyńczyków względem władzy. Dziś ufa jej co trzeci obywatel, co stanowi ogromny spadek w porównaniu z wynikami wyborów prezydenckich z 2011 roku, kiedy to CFK zmiażdżyła całą konkurencję polityczną.
Po kilku latach dynamicznego wzrostu argentyńską gospodarkę dopadło spowolnienie. Jeszcze w 2011 roku PKB tego kraju urosło o 8,9 proc. Rok później wzrost osiągnął tylko 1,9 proc., a w tym roku sytuacja może być bardzo podobna do zeszłego. O ile same dane dotyczące PKB nie są jakoś specjalnie dołujące, o tyle inflacja sięgająca 25–30 proc. jest już bardzo poważnym kłopotem dla władzy. Problem ten rzuca się w oczy na przykład podczas przeglądania menu w restauracjach, gdzie wciąż przeprawiane ceny często utrudniają odczytanie tej aktualnie obowiązującej.
Maria, 27-letnia tłumaczka z Buenos Aires: – Jak tu można normalnie żyć, skoro podwyżkę dostaje się raz w roku, a z miesiąca na miesiąc stać człowieka na coraz mniej?